Przedsiębiorcy w zeszłym roku zgłosili ponad dwa razy więcej osób do zwolnień grupowych, niż w rzeczywistości wręczyli wypowiedzeń. Tak wynika z danych, jakie ma Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. W ciągu jedenastu miesięcy firmy zgłosiły do urzędów pracy zamiar zwolnienia ponad 71 tysięcy pracowników, a w tym samym czasie z powodu zwolnień grupowych pracę straciło 34 tysiące zatrudnionych.
Nie ma jeszcze danych za grudzień.
Jacek Męcina, wiceminister pracy, spodziewa się, że może się okazać, iż w ostatnim miesiącu roku liczba osób, które straciły zatrudnienie, przewyższy liczbę zgłoszonych do zwolnienia: – To będzie efekt wrześniowych zgłoszeń – tłumaczy. Przypomina, że właśnie pod koniec wakacji, na przełomie kwartałów firmy zgłaszały najpoważniejsze zwolnienia grupowe.
Jego zdaniem to, że firmy zwalniają mniej osób, niż pierwotnie zamierzały, wynika z kilku przyczyn: długości procedur, pewnej asekuracji czy pozycji negocjacyjnej: – Niekiedy także już w czasie trwania zwolnień, a jest to długotrwała procedura, okazuje się, że przedsiębiorstwo zdobyło duży kontrakt i może zatrzymać część pracowników – dodaje Agnieszka Durlik-Khouri, ekspert KIG.
Dla Jacka Męciny ważne jest, że powoli zmniejsza się liczba zwolnień grupowych, a także liczba zwalnianych. Ma nadzieję, że w tym roku uda się utrzymać ów trend, choć nie oznacza to, iż nie będzie w ogóle takich przypadków jak Fiat Polska czy LOT. Zwraca uwagę, że coraz częściej firmy, które naprawdę mają problemy finansowe, starają się uzyskać zgodę na upadłość układową, a nie likwidacyjną, a to oznacza, że nie są niezbędne zwolnienia pracowników.