Chociaż budownictwo zwiększyło w pierwszej połowie roku zatrudnienie o ponad 8 proc., to podwyżki ledwo doganiały inflację, bo wyniosły 4,1 proc. Przemysł wolniej zwiększał zatrudnienie, bo o 2,6 proc., ale bardziej podnosił płace – o 5,6 proc. Z danych GUS, które porównują sytuację w pierwszej połowie tego roku z tym, co działo się w 2010 roku, wynika, że rozpiętość w podwyżkach sięgała nawet dziewięciokrotności.
Lokalni liderzy
– Płace i zatrudnienie w przemyśle rosło w tych województwach, gdzie firmy przemysłowe sprzedały najwięcej produktów i usług. Tam najwięcej zatrudniały i podnosiły wynagrodzenia – tłumaczy Robert Pater, ekonomista z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
Liderami w pierwszym półroczu tego roku w porównaniu z tym samym czasem 2010 roku są: Lubelskie, Łódzkie i Małopolskie. To nie znaczy, że pracujący tam ludzie są krezusami. Przy przeciętnym wynagrodzeniu w przemyśle sięgającym w tym roku 3,58 tys. zł brutto na Lubelszczyźnie zarabia się 3,28 tys. zł, a w Łódzkiem 3,25 tys. zł. I są to zarobki po ponaddziesięcioprocentowych podwyżkach. Tak wynika z danych GUS. Znacznie więcej zarabiali pod koniec czerwca pracownicy firm przemysłowych na Śląsku (ponad 4,2 tys. zł) oraz na Mazowszu (4,17 tys. zł), choć tu podwyżki były dwa razy niższe.
– Gonimy zapóźnienia z poprzednich lat – uważa Krzysztof. T. Borkowski z łódzkiej loży BCC. Ale zwraca uwagę na to, że wciąż istnieją duże dysproporcje wynagrodzeń w poszczególnych branżach. – W regionie płace ciągną w górę informatycy i przemysł związany z nowoczesnymi technologiami i parkami naukowo-technicznymi. – W firmach odzieżowych, bardzo wrażliwych na bieżące zmiany na rynku, płace są dwa razy niższe – przypomina Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka PKPP Lewiatan.
Krzysztofa T. Borkowskiego nieco martwi sytuacja w budownictwie: – Firmy mają coraz większe problemy z płynnością, bo rośnie problem zatorów płatniczych – mówi.