Od lutego Ministerstwo Rolnictwa zapowiada przesunięcie tego zakazu o kilka lat. Początkowo chodziło o 2024 r., w projekcie przesłanym w październiku do KPRM Jan Ardanowski, minister rolnictwa, zaproponował już 2021 r. Nie wiadomo, jednak, czy rząd zdąży odwlec wejście nowych przepisów.
Ustawa, uchwalona w 2006 r., miała wprowadzić zakaz stosowania pasz GMO przy karmieniu zwierząt już w 2008 r. W tym roku obchodzimy więc dziesiątą rocznicę próby wprowadzenia zakazu, który został następnie przesunięty na styczeń 2013 r., i – ostatecznie – na 2019 r.
Tymczasem Ministerstwo Rolnictwa w projekcie ustawy o zmianie ustawy o paszach samo zauważa, że zakaz przyczyni się do pogorszenia konkurencyjności produkcji zwierzęcej i wzrostu cen żywności, zwłaszcza mięsa drobiowego, wieprzowego oraz jaj. Autorzy podkreślają, że Polska jest bardzo konkurencyjnym producentem kurcząt rzeźnych w UE, a szacowany wzrost kosztów produkcji z tytułu zakazu pasz GMO zmniejszy konkurencyjność cenową. Następstwem może być zahamowanie dynamicznego rozwoju drobiarstwa, a nawet jego znaczący spadek produkcji – czytamy w opisie projektu.
Ministerstwo jednak, zamiast w ogóle zrezygnować z pomysłu, przesuwa wciąż termin jego wprowadzenia.
Problemem jest brak realnych alternatyw dla soi GMO. Wśród pasz z soi 95 proc. zajmuje soja GMO, a pasz opartych na śrucie rzepakowej czy nasionach strączkowych jest za mało i według prognoz nawet w 2021 r. nadal będzie ich za mało. Soja bez GMO to 5 proc. światowej produkcji soi. – Coraz częściej mówi się także o wykorzystaniu białka produkowanego z owadów – zauważa Adam Zaleski z De Heus.
– Jedną z przyczyn wprowadzenia tej ustawy była irracjonalna niechęć polityków do GMO – mówi „Rzeczpospolitej" Piotr Kulikowski, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa, który podkreśla, że brak przesłanek, by stosowanie soi GMO w paszach wpływało na właściwości mięsa. Istnieje jednak bardziej racjonalny powód zakazania soi. – Dziś Polska i cała UE są silnie uzależnione od importu soi z USA i Ameryki Południowej. Kierując się patriotyzmem gospodarczym, powinniśmy spróbować znaleźć choć częściowo alternatywę dla soi. Muszę jednak powiedzieć wprost, że tworzenie w tym zakresie przepisów z pominięciem etapu przejściowego, dającego czas na wypracowanie alternatywy, jest dramatycznie złym pomysłem. Nie zamykamy się przed dyskusją jak uniezależnić się od importu, jednak z ustawą w takim zero-jedynkowym, prymitywnym kształcie będziemy walczyć, bo to jest zabójstwo dla polskiej branży – powiedział.