Rozliczanie dotyczy odpowiedzialnych za zabójstwo w 2018 roku saudyjskiego dysydenta Dżamala Chaszukdżiego, którego specjalne komando zwabiło do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule, a tam pocięło na kawałki piłą sekcyjną.
Pozornie nie jest ono dotkliwe – sankcje dotyczą wyłącznie niewpuszczania na teren USA. Amerykański Departament Stanu nazwał ten zakaz wydawania wiz „Khashoggi ban", od angielskojęzycznej wersji nazwiska zamordowanego dysydenta. Ban mogą dostać też przedstawiciele innych reżimów, które polują za granicą na dysydentów i prześladują dziennikarzy (Chaszukdżi publikował w „Washington Post"). Na razie sankcje obejmują kilkudziesięciu Saudyjczyków.
Wśród ukaranych nie ma Mohameda bin Salmana, księcia koronnego (zwanego w skrócie MBS) – co wywołało rozczarowanie obrońców praw człowieka, którzy są pewni, że to on zlecił zabicie.
Administracja Joe Bidena też jest tego pewna. Bo ujawniła raport wywiadu, z którego wynika, że MBS jest współwinny śmierci dysydenta. Na dodatek sam prezydent Biden nie zamierza się kontaktować z księciem, rozmawiał natomiast z jego ojcem, królem Salmanem, który jest człowiekiem starej daty, dosłownie, bo ma 85 lat, i w przenośni (bo nie zmierza do radykalnych zmian politycznych jak MBS, wstrzymuje się przed oficjalnym uznaniem Izraela i odcięciem od kwestii palestyńskiej).
Wszystko wskazuje na to, że MBS nie zostanie usunięty z pierwszego miejsca na liście dziedziców tronu saudyjskiego, w niedługim czasie go obejmie. A ma zaledwie 35 lat. Ujawnienie raportu wywiadu może więc mieć długofalowe konsekwencje dla sojuszu amerykańsko-saudyjskiego i polityki na Bliskim Wschodzie. W tym dla kluczowej rozgrywki: między szyickim Iranem a sunnickimi monarchiami i Izraelem.