Rafał Trzaskowski tak długo namawiany był do tego, by na poważnie zająć się polityką, że kiedy w końcu się na to zdecydował, wywołał szok u swoich politycznych starszych kolegów. Głównym problemem jest dla nich bowiem to, że młoda nadzieja Platformy zamiast grzecznie czekać na swoją kolej w samorządzie, chce odebrać partię poprzedniemu pokoleniu. I zamiast odmładzać władze w proporcji 1:10, zamierza skrzyknąć kolegów i koleżanki z pokolenia zniecierpliwionych 40-latków i z Mazur pokierować natarciem, walcząc o wszystko, a nie tylko o jedną dziesiątą.

Ale nie tacy próbowali już zagrać o pełną pulę. – Jarosław Gowin tak bardzo próbował wracać do korzeni i awansować, że wylądował w PiS – mówi mi z przekąsem jeden z polityków PO.

Ale wojna pokoleniowa to nowe zjawisko w tej partii. Wymiana tweetów miedzy młodym posłem Franciszkiem Sterczewskim a doświadczoną posłanką Iwoną Śledzińską-Katarsińską o to, czy Tuskowi wypada rozdawać ulotki wyborcze na ulicy, to tylko drobny odprysk napięć między młodszymi i starszymi w PO. I nie tylko: w cieniu pozostali koalicjanci z Nowoczesnej i Inicjatywy Polska. Większość z nich stoi za Trzaskowskim. I wiedzą, że nawet jeśli jeszcze nie w sobotę, to w końcu się doczekają. To oni mają więcej czasu.