Jest coś niesłychanie smutnego w narastającej wrogości między Julią Piterą a Mariuszem Kamińskim. Jeszcze pięć lat temu wiele ich łączyło – Pitera była wyrazistym przeciwnikiem platformerskiego układu warszawskiego. Wtedy łatwo znajdowała wspólny język z politykiem PiS. Jednak w miarę narastania konfliktu między PiS a PO Pitera zatracała miarę w krytykowaniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Słynny niedawno kandydat na prezydenta Białegostoku Krzysztof Kononowicz mówił, że jak dojdzie do władzy, to „nie będzie korupcji i w ogóle nie będzie już niczego”. Dziś te słowa doskonale pasują do prywatnej wojny, jaką Pitera toczy z CBA.
W jej trakcie zniknęła głęboka niegdyś i odważna analiza Pitery dotycząca zjawiska oligarchizacji polskiego życia polityczno-ekonomicznego. Pitera przestała zadawać pytania o wpływy polityków SLD, ludzi wielkiego biznesu i osób z dawnych służb PRL. Za to do znudzenia powtarzała główny slogan swej partii – CBA stworzono do zwalczania przeciwników politycznych. Niestety, Kamiński wyeksponowaniem w czasie kampanii wyborczej sprawy posłanki Beaty Sawickiej zrobił Piterze najlepszy prezent – rzucił cień na bezstronność polityczną swojej instytucji.
Po wygranej PO wydawało się, że emocje wokół CBA zostaną wyciszone. A gdy Donald Tusk oświadczył, że nie zamierza szukać odwetu, jego deklarację można było uznać za szansę na zachowanie potencjału CBA. Premier zapowiedział nawet „męskie spotkanie” z Kamińskim i szybkie postanowienie, czy są możliwości dalszej współpracy. Julia Pitera, która objęła urząd pełnomocnika rządu ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom, miała zbadać działalność Biura i przygotować dla premiera raport. Tylko jak szef CBA może się spodziewać obiektywnej oceny, skoro Pitera nie umie powściągnąć antypatii? Skoro przybrała rolę oskarżyciela poprzedniej ekipy i osobiście Mariusza Kamińskiego? Dostała za to zresztą brawa od tygodnika „Polityka”. Mam wątpliwości, czy dowodzi to odwagi pani poseł. Bardziej przypomina mi to udział w „dorzynaniu watahy” PiS niż bohaterstwo. Czy można się więc dziwić, że Kamiński chce, aby tę nienormalną sytuację wojny na słowa w obrębie jednej administracji ukrócił premier?
Rozwalenie CBA wcale nie musi być trudne. Wystarczy, że bez przerwy upokarzany Kamiński poda się do dymisji. Tylko na razie jakoś nikt nie zadał sobie pytania, co się wtedy stanie. Zwłaszcza że Julia Pitera co rusz wystawia swój autorytet na próbę. Ujawnianie takich sensacji jak te, kto z rządu ile wydał na służbowe obiady, trąci populizmem. Jej skłonność do rozważań o kształcie instytucji państwowych (m. in. pomysł połączenia NIK z CBA) wygląda na chęć zajmowania się wszystkim, tylko nie walką z korupcją. Sesje zdjęciowe w kowbojskich strojach też nie dodają pani Julii powagi.