Strach krytykować

Czy w Polsce można dyskutować o antysemityzmie? Oczywiście, ale pod jednym warunkiem: że robi się to według wskazań „Gazety Wyborczej” – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 14.01.2008 02:54

Czy pod adresem „Strachu” mogę wysunąć jakiś zarzut?” – pyta nieśmiało autorka „Gazety Wyborczej” i odpowiada sobie: owszem. Ale jedynie taki, że opisane w książce okropności są dla czytelnika trudne do zniesienia. Wiemy więc już, jakie zarzuty wobec książki uchodzą. Poważniejszych, na przykład, nierzetelności i manipulacji wysuwać nie wolno.

Gazeta umieściła wątpliwości swej autorki w eksponowanym miejscu, na pierwszej kolumnie, nieprzypadkowo – jako wzór i praktyczny instruktaż prawidłowej debaty nad pamfletem Jana Tomasza Grossa na polski antysemityzm. Prezentacji wzorca pozytywnego towarzyszy surowe napiętnowanie łamiącej go „Rzeczpospolitej” i brutalny atak na naczelnego gazety, która, jak to gniewnie wywodzi Marek Beylin, rozpoczęła ową debatę „jak najgorzej”.

[wyimek]Kolejną książkę Grossa środowisko Beylina przyjmuje więc jak odsiecz, która pomoże przywrócić debacie publicznej aksjomat „polskiej winy”[/wyimek]

Owszem, można mieć pewne krytyczne uwagi, poucza nas Beylin, ale wszelkie wady „Strachu” „są drugorzędne wobec wyzwania, jakie Gross stawia naszym rozrachunkom z przeszłością”. Możemy się spierać o detale, ale kwestionować, że Gross mówi nam ważną prawdę o nas i naszych korzeniach, oznaczałoby odmawiać „rozrachunku” z polską historią. A tego zrobić nam nie wolno.

Na takie ustawienie debaty nie ma i nie może być zgody. Czy znane stwierdzenie feministki, że Polacy biją żony dlatego, że są katolikami, stanowiło rozrachunek z problemem przemocy domowej? Otwarcie debaty na ten temat? Nie – było tylko dyskredytowaniem katolicyzmu.

Z Grossem jest podobnie. W tym „rozrachunku” chodzi tylko o to, by Polaków zdemaskować, napiętnować i wychłostać jako antysemitów z zasady i wspólników Holokaustu. Kilka lat temu może i miała ta chłosta swój pozytywny skutek, wydobywając z zapomnienia stare grzechy. Dziś, gdy konfliktami polsko-żydowskimi zajmuje się wielu historyków z prawdziwego zdarzenia, ta okoliczność łagodząca odpada.

Gniew i pouczenia Beylina są dla środowiska „Gazety Wyborczej” bardzo charakterystyczne. Środowisko to od zawsze stawiało sobie za cel dokonanie „pierekowki” polskich dusz, oczyszczenia ich z pleśni „zaściankowego” patriotyzmu oraz narodowej martyrologii i przeszlifowania na nowoczesną europejskość.

Ważnym elementem tej „pierekowki” jest odrzucenie i zdyskredytowanie wyniesionego z lat niewoli sposobu myślenia o naszej historii. Polak dumny ze swej polskości, Polak przejęty cierpieniami swych przodków i szczególną podłością, z jaką zostali oni potraktowani przez aliantów, to Polak uwięziony w zacofaniu – dla jego własnego dobra trzeba go z tej dumy i poczucia wyjątkowości narodowych losów wyleczyć, napełnić poczuciem winy i przekonaniem, że jego przodkowie nie byli wcale lepsi od swych oprawców.

Oskarżycielska pasja Grossa, która „przeorała nasze umysły i serca”, bardzo się tej pracy przysłużyła. Niestety, jak użala się Beylin, „ekscesy polityki historycznej i propaganda PiS” zniweczyły część jej efektów. Kolejną książkę Grossa środowisko Beylina przyjmuje więc jak odsiecz, która pomoże przywrócić debacie publicznej aksjomat „polskiej winy”.

Bardzo charakterystyczna dla wspomnianego środowiska jest także zastosowana przez Beylina retoryczna metoda. Wykraczanie poza wyznaczoną przez „Wyborczą” granicę dyskusji, odrzucenie tezy o immanentnym dla polskości i polskiego katolicyzmu antysemityzmie i zbiorowej odpowiedzialności za pogrom kielecki ma być przejawem skrajności, nieucywilizowania, podczas gdy ograniczona krytyka, wedle przedstawionego wzorca, cechą postawy umiarkowanej i obiektywnej.

Na szczęście dziś orkiestra „Wyborczej” nie brzmi już tak ogłuszająco jak kilka lat temu i nie jest w stanie narzucić tego z gruntu fałszywego obrazu. Choćby nie wiem jak udawała „Wyborcza” obiektywnego arbitra, już od pierwszych swych reakcji na „Strach” pokazała, że jest w tej debacie stroną, i to stroną – wraz z samym Grossem – zajmującą pozycję ekstremistyczną.

Czy pod adresem „Strachu” mogę wysunąć jakiś zarzut?” – pyta nieśmiało autorka „Gazety Wyborczej” i odpowiada sobie: owszem. Ale jedynie taki, że opisane w książce okropności są dla czytelnika trudne do zniesienia. Wiemy więc już, jakie zarzuty wobec książki uchodzą. Poważniejszych, na przykład, nierzetelności i manipulacji wysuwać nie wolno.

Gazeta umieściła wątpliwości swej autorki w eksponowanym miejscu, na pierwszej kolumnie, nieprzypadkowo – jako wzór i praktyczny instruktaż prawidłowej debaty nad pamfletem Jana Tomasza Grossa na polski antysemityzm. Prezentacji wzorca pozytywnego towarzyszy surowe napiętnowanie łamiącej go „Rzeczpospolitej” i brutalny atak na naczelnego gazety, która, jak to gniewnie wywodzi Marek Beylin, rozpoczęła ową debatę „jak najgorzej”.

Pozostało 81% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości