Problemy odkładane na słodkie jutro

- Kruchy rozejm, który rząd zawarł z protestującymi środowiskami, może zostać już wkrótce zerwany albo przez nie same, albo przez inne grupy społeczne – pisze politolog z Uniwersytetu Śląskiego

Publikacja: 05.02.2008 00:20

Problemy odkładane na słodkie jutro

Foto: Rzeczpospolita

Od kilkunastu tygodni rząd PO i PSL jest obiektem zmasowanych akcji protestacyjnych różnych grup społecznych. Najpierw szturm na państwową kasę przypuścili lekarze, potem pielęgniarki i nauczyciele, a ostatnio celnicy.

W tle widać było także kilka izolowanych akcji strajkowych, z najsłynniejszą w Budryku. Warto więc zadać sobie pytanie, jak nowy gabinet radzi sobie z tymi protestami. I jakimi metodami?

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest stosunkowo łatwa – rząd Donalda Tuska radzi sobie nieźle. Kilkakrotnie wydawało się, że kryzys ogólnopolski wisi na włosku, że nastąpi masowe odchodzenie lekarzy od łóżek pacjentów, że kraj zablokują kierowcy zirytowani konfliktem rządu z celnikami, ale zawsze obecnej ekipie udawało się zażegnać nadchodzącą katastrofę i uspokoić sytuację. Odpowiedź na pytanie o to, jak to się działo, będzie jednocześnie odpowiedzią na drugie z postawionych na początku pytań.

Podstawową metodą radzenia sobie z dotychczasowymi protestami było odkładanie ich rozwiązania na później. Żaden z nich nie został ostatecznie zakończony podpisaniem wiążącej umowy; żaden nie doczekał się systemowej, przemyślanej strategii unikania na przyszłość podobnych problemów. Strajki kończyły się zgodą na czasowe zawieszenie protestu, porozumieniem co do tego, że w najbliższej przyszłości wróci się do tej kwestii. A to grozi, że tak przykryty dywanem problem wróci już wkrótce ze zdwojoną siłą.

Nie widać bowiem jakiejś całościowej koncepcji i wizji funkcjonowania poszczególnych dziedzin naszego życia i resortów – lekarze i pielęgniarki nie doczekali się od minister Ewy Kopacz jasnej i klarownej deklaracji w sprawie przyszłości służby zdrowia. Celnicy w dalszym ciągu nie wiedzą, jaki będzie ich status emerytalny w porównaniu z innymi służbami mundurowymi. Nauczyciele nie wiedzą, co z bonem oświatowym, wysokością pensum, finansowaniem oświaty.

Wszystko to zostaje odłożone na słodkie jutro i ma dojrzewać w zaciszu gabinetów ministerialnych. Ale to nie jest żadne rozwiązanie. Dlatego ten kruchy rozejm, który rząd zawarł z protestującymi do niedawna środowiskami, może zostać już wkrótce zerwany albo przez nie same, albo przez inne grupy społeczne.

Drugim sposobem na przezwyciężanie protestów jest zrzucanie winy na poprzedników. Politycy Platformy z systematycznością godną benedyktynów powtarzają, że obecne problemy nie obciążają ich, ale są wynikiem zaniedbań poprzedników – SLD i PiS.

Czy mają w tym rację? Ależ oczywiście, że mają. To prawda, problemy służby zdrowia, oświaty i całej budżetówki nie powstały w listopadzie ubiegłego roku. Poprzednie ekipy nie potrafiły sobie z tym poradzić. Ale właśnie dlatego PO wygrała wybory! Gdyby partie Leszka Millera lub Jarosława Kaczyńskiego rozwiązały trapiące polskie społeczeństwo problemy, to któraś z nich rządziłaby do dziś i była ukochanym ugrupowaniem Polaków. Ale właśnie dlatego, że poprzednicy średnio sobie radzili z tym kwestiami, nasi rodacy – konkretnie 42 proc. – wybrali przed paroma miesiącami formację Donalda Tuska i od niej oczekują przezwyciężenia owych problemów.

Stałe powtarzanie, że obecna ekipa rozbija się o rafy wyrosłe za poprzednich rządów, jest co prawda na razie skuteczne, ale mało produktywne i może w przyszłości nie wystarczyć lub, jak było to już w kadencjach wcześniejszych, znudzić. Najpierw dziennikarzy, a potem wyborców. Na razie jednak jest skuteczne.

Trzecim sposobem jest odwrócenie od nich uwagi mediów. Każdy, kto choć raz uczestniczył w masowym proteście, wie, że doniesienia medialne są paliwem napędzającym tego typu przedsięwzięcia. Jeśli o naszym strajku wie cały świat, jeśli premier jest odpytywany codziennie na okoliczność porozumienia w naszej sprawie, to strajkuje i protestuje się raźniej. Jeżeli jednak nasza sprawa schodzi na plan dalszy, przesłaniana jest innymi, bardziej ekscytującymi wydarzeniami, ochota do trwania w oporze słabnie, a naciski na zakończenie stają się bardziej skuteczne.Tak właśnie postępuje nowy gabinet (co zresztą nie jest zarzutem – to elementarz polityki) – stara się przykryć kłopotliwe dla niego protesty i demonstracje innymi newsami. Najlepiej nadaje się do tego prezydent, choć i laptopem ministra Ziobry nie można wzgardzić. Klasycznym tego przykładem była awanturka o wezwanie ministra Sikorskiego do Pałacu Prezydenckiego na konsultacje. Niewinna, na pierwszy rzut oka, sprawa stała się powodem dwudniowej burzy medialnej, i to akurat w tym momencie, kiedy przed Polską stała groźba całkowitej blokady transportowej.

Problemy zostały odłożone na później i mają dojrzewać w zaciszu gabinetów ministerialnych. Ale to nie jest żadne rozwiązanie

Podobnie było z pytaniami posła Palikota w materii uzależnienia Lecha Kaczyńskiego od alkoholu – poprzedzała ona zwołaną przez prezydenta Radę Gabinetową, która z kolei miała, w intencji głowy państwa, wykazać indolencję rządu w kwestii reformy służby zdrowia i zaprezentować Lecha Kaczyńskiego jako jedynego zatroskanego tymi kwestiami polityka. Konfliktów na linii rząd – głowa państwa powinniśmy chyba zatem oczekiwać w przyszłości zwłaszcza w chwilach problemów gabinetu Donalda Tuska z kolejnymi protestami. Prezydent i walka z nim wydają się, z punktu widzenia PO, idealnym tematem zastępczym na następne ciężkie chwile, które mogą czekać obecną ekipę.

Czwartym sposobem na przezwyciężanie akcji strajkowych jest dyskredytacja samych strajkujących, zwłaszcza ich liderów. Nagle okazuje się, że zarabiają oni krocie, że piją wódkę i oglądają filmy porno, że należą do partii politycznych, że nie reprezentują całości załogi.Wiele z tych kwestii jest prawdziwym opisem rzeczywistości, tyle tylko, że niewpływającym na istotę sporu. Bo co wynika z tego, że Sławomir Broniarz, szef ZNP, zarabia 9000 złotych, że górnicy w Budryku oglądają filmy dla dorosłych? O wiele bardziej istotne są zarzuty o polityczne sympatie organizatorów protestów czy o stosowanie przemocy wobec niestrajkujących, ale – o ile winno to być obiektem zainteresowania mediów, o tyle zupełnie nie zwalnia rządu z radzenia sobie z problemami, w sprawie których działacze związkowi alarmują.

Ostatnią już, zauważoną przeze mnie, metodą radzenia sobie z konfliktami społecznymi stosowaną przez ekipę Donalda Tuska jest dystansowanie się wobec żądań pracowniczych poprzez wskazywanie, że to nie rząd jest bezpośrednim adresatem protestu.

Najlepszą egzemplifikacją tej metody było zachowanie Waldemara Pawlaka wobec strajku w Budryku oraz wizyty żon górników w Warszawie. W tym pierwszym przypadku wicepremier zszedł z linii ciosu i zauważył, że instytucją, do której pracownicy Budryka powinni mieć pretensje płacowe, jest Jastrzębska Spółka Węglowa, a nie rząd, i to jej przedstawiciele powinni negocjować ze strajkującymi. W drugim przypadku Pawlak skierował protestujące kobiety… na Śląsk, mówiąc, że to tam leży klucz do rozwiązania problemów ich mężów.

To klasyczne uchylenie się od odpowiedzialności jest skuteczne, a ministrowie obecnego gabinetu nie spotykają się po tego typu wypowiedziach z jakąkolwiek krytyką. Po prostu – nie ich cyrk, nie ich małpy. Zupełnie nie przeszkadzało to zresztą wicepremierowi Pawlakowi w objawieniu się na ekranach telewizyjnych w ostatni czwartek, w dniu zawieszenia strajku, z komunikatem, jak bardzo się cieszy, że ten protest już się zakończył. W jego rozwiązanie nie chciał się angażować, natomiast przy jego zakończeniu zdawał się nadstawiać pierś do orderów w kategorii „dobry gospodarz 60-lecia PRL”.

Te metody radzenia sobie przez nowy rząd z protestami społecznymi nie są dowodem na jego szczególny cynizm – gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a repertuar środków przedsięwziętych przez gabinet Tuska nie wykracza poza normalną technologię polityczną. Dlatego ten tekst nie jest wyrazem krytyki i oburzenia na machiaweliczne cechy nowych rządzących.

Jeśli dotychczasowa taktyka przynosić będzie w przyszłości spodziewane skutki, to należy pogratulować rządowi i jego doradcom. Ale akurat w tej kwestii, owej skuteczności w dłuższej perspektywie opisanych metod, jestem sceptyczny.

Od kilkunastu tygodni rząd PO i PSL jest obiektem zmasowanych akcji protestacyjnych różnych grup społecznych. Najpierw szturm na państwową kasę przypuścili lekarze, potem pielęgniarki i nauczyciele, a ostatnio celnicy.

W tle widać było także kilka izolowanych akcji strajkowych, z najsłynniejszą w Budryku. Warto więc zadać sobie pytanie, jak nowy gabinet radzi sobie z tymi protestami. I jakimi metodami?

Pozostało 95% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości