Szklana podłoga rządu Donalda Tuska

Dziennikarze, komentatorzy, ale także politycy PO czują już, że nowa rządowa ekipa nie rozumie mechanizmów funkcjonowania państwa i nie panuje nad administracją. Ale o tym głośno nie mówią – pisze politolog z Uniwersytetu Śląskiego

Publikacja: 14.02.2008 00:52

Szklana podłoga rządu Donalda Tuska

Foto: Rzeczpospolita

Zadziwia różnica między tym, co słyszy się w czasie prywatnych rozmów z dziennikarzami, publicystami czy komentatorami i politykami na temat rządów Platformy Obywatelskiej, a tym, co czyta się, słucha i widzi w środkach masowego przekazu. W tym pierwszym przypadku słyszy się ostre oskarżenia o nieudolność i zupełny brak umiejętności w rządzeniu nowej ekipy. Natomiast w mass mediach obraz rządu jest raczej, a nawet zdecydowanie, pozytywny. To skutek efektu, który określiłbym jako szklaną podłogę.

Nawiązuje on do zjawiska opisywanego często przez feministki jako „szklany sufit”. W skrócie, jest to fenomen niemożliwej do przebicia zapory, ponad którą kobiety nie są zdolne się wznieść. I dzieje się tak pomimo ich wysokich kwalifikacji, prawnego równouprawnienia, obowiązujących przepisów.

Dla Platformy najgorsze, co ją może spotkać, to długi okres bezkarności i niezasłużonej przychylności w mediach

Egzemplifikacją tego zjawiska jest np. to, że kobiety na analogicznych jak mężczyźni stanowiskach zarabiają mniej, nie awansują tak szybko, jak ich koledzy, są niedoreprezentowane w polityce i na odpowiedzialnych stanowiskach. Wszystko niby jest dla nich otwarte, mogą startować do wszelkich urzędów i godności, domagać się większego uposażenia, ale jednak w swojej karierze natrafiają na ów „szklany sufit”. Szklany, bo niewidzialny.

W Polsce od trzech miesięcy mamy do czynienia z innym zjawiskiem – ze „szklaną podłogą”. Jej istota polega na tym, że liderzy opinii publicznej – w prywatnych i nieoficjalnych rozmowach – nie pozostawiają na obecnym rządzie suchej nitki. I to bez względu na poglądy polityczne.

Dziennikarze, publicyści, komentatorzy, ale także politycy, również z PO, przyznają, że nowa ekipa nie radzi sobie z procesem rządzenia. Nie rozumie mechanizmów funkcjonowania państwa, nie ogarnia biurokracji, nie panuje nad administracją. Jest coraz bardziej zagubiona w gąszczu krzyżujących się i często mało zrozumiałych interesów, procesów, interakcji grup i środowisk społecznych i politycznych. Poszczególni ministrowie nie panują nad powierzonymi im resortami, nie znają swoich ministerstw.

Coraz częściej w tej wąskiej grupie liderów opinii rozpowszechniane są informacje o tym, że posiedzenia gabinetu Donalda Tuska nie są dobrze przygotowane, że nie podejmuje się na nich ważnych decyzji, że panuje na nich bałagan. Premier jest zasypywany tonami dokumentów, których nikt nie potrafi segregować i nadawać im odpowiedniej rangi, skierować do właściwej osoby. Że politycy PO, którzy okazali się biegli w dziedzinie wygrywania wyborów, nie rozumieją nic z zakresu menedżmentu wielkimi strukturami państwowymi, nie potrafią ogarnąć specyfiki pracy w strukturach biurokracji.

Nie są w stanie uzupełniać braków samego premiera, który nigdy nie pracował z tego typu mechanizmami i nie zarządzał wielkimi zespołami ludzkimi (poza szefowaniem partii). Problemem nie jest sam Donald Tusk i jego brak doświadczenia w tego typu aktywności, ale to, że wokół niego nie ma ludzi, którzy byliby mu w tej materii pomocni. Zmroził mnie widok Sławomira Nowaka na spotkaniu z Putinem w Moskwie, a potem jego występ w TVN24, kiedy to próbował dyskutować na tematy polityki wobec Rosji z ministrem Adamem Rotfeldem. Nowak nie był dla tego ostatniego żadnym partnerem, tak jak nie mógł być pomocny w negocjacjach z KGB-istami z Kremla.

Ogrywanie Rosjan, walka z nimi o realizację polskich interesów, prowadzenie polityki zagranicznej naszego kraju to nie to samo, co mobilizowanie młodzieżówki PO do denerwowania Kaczyńskiego w czasie debaty wyborczej z Tuskiem, czy kokietowanie Moniki Olejnik w „Kropce nad i”.

Osoby takie, jak minister Sławomir Nowak, Tomasz Arabski, Rafał Grupiński czy Adam Łaszyn, są na pewno bardzo pomocne w wygrywaniu wyborów parlamentarnych, ale na rządzeniu znają się raczej słabo i w żaden sposób nie mogą się przyczynić się do opanowania jego, to znaczy rządzenia, instrumentarium.

Dlaczego więc o tym bałaganie i niemocy w zarządzaniu i opanowywaniu aparatu państwowego nie wiedzą obywatele? Dlaczego jest to tematem rozmów dla „elity” politycznej kraju, a nie dopuszcza się do tej wiedzy zwykłych Polaków? To efekt „szklanej podłogi” – na górze jest to wiedza coraz powszechniejsza i będąca nawet tematem żartów, ale przeciętnemu Kowalskiemu obecny rząd jest wciąż prezentowany jako sprawna ekipa profesjonalistów.

Można, co prawda, zadrzeć głowę i samemu poobserwować, ale nie każdemu się chce i nie każdy też jest zdolny do tego typu refleksji. Od tego są mass media, żeby adekwatnie do rzeczywistości prezentować ją swym odbiorcom, by być jak powieść w opinii Stendhala – zwierciadłem obnoszonym po gościńcach.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego wiedza o niedoskonałościach nowego gabinetu pozostaje wciąż wiedzą sekretną, nie jest łatwa. Duża część dziennikarzy kibicuje obecnemu rządowi z tego prostego powodu, że reprezentuje on podobny do nich światopogląd.

Większość żurnalistów jest młoda, dobrze wykształcona, mieszkająca w dużych miastach, lepiej sytuowana – to naturalny elektorat PO i trudno się dziwić, że w ostatnich wyborach głosowali na Platformę i dziś są mniej skorzy do dyskredytowania jej nieudolności w rządzeniu. Jarosław Kaczyński niepotrzebnie wysila swoją dociekliwość, szukając powodów nieprzychylności części mediów w ich pochodzeniu, interesach, niemieckiej zależności.

Nie jestem pensjonarką i wiem, że poszczególne korporacje medialne mają swoje interesy, że są częścią gry politycznej, ale tłumaczenie krytycyzmu niektórych z nich krajem pochodzenia kapitału jest zajęciem jałowym. Już bardziej zasadne jest wskazanie na sympatie polityczne ich założycieli, ale i to nie tłumaczy, dlaczego znakomita większość dziennikarzy jest bardziej krytyczna wobec opozycji, a nie rządu.

Niedawno w jednym dniu padły dwie skandaliczne wypowiedzi na temat mediów z ust polityków PiS i PO, ale z o wiele większą krytyką spotkała się wypowiedź Kaczyńskiego na temat RMF niż sugestia Stefana Niesiołowskiego o ukaraniu „Rzeczpospolitej”. Mimo że ten drugi polityk jest dziś wicemarszałkiem Sejmu i to w jego kierunku powinno pójść większe oburzenie mediów – jeśli przyjąć obowiązującą przez ostatnie dwa lata zasadę, że rząd krytykuje się bardziej.

Bez względu na to, jakie są przyczyny występowania w naszym kraju „szklanej podłogi” (czy są to poglądy dziennikarzy, interesy ich korporacji, spisek niemiecki, układ polityczno-biznesowy, nieświadomy elitaryzm środowiskowy itp.), można stwierdzić, że nie jest to dobre zjawisko.

Jeśli bowiem ukształtuje się taki zwyczaj, że o niedomaganiach i nieudolności rządów będzie się swobodnie rozmawiać i dyskutować jedynie w wąskich gronach elity politycznej, to implikować to może niszczenie demokracji poprzez wprowadzenie jej elitarystycznego charakteru, poprzez ograniczenie wiedzy zwykłych obywateli o problemach władzy i rządzenia.

I nawet jeśli tego typu ograniczenia byłyby powodowane szlachetnymi pobudkami (np. przez niechęć do szkodzenia gabinetowi, który uważa się za najlepszy dla Polski, poprzez strach przed powrotem do władzy nielubianych przez siebie polityków itp.), to w efekcie takie zachowanie szkodzi demokracji. Liderzy opinii publicznej nie są od tego, żeby pomagać temu czy innemu ugrupowaniu, ale żeby najlepiej jak potrafią opisywać rzeczywistość. W ten sposób wspierają demokrację, służą Polsce i – co paradoksalne – także tej partii, z którą sympatyzują, a która akurat jest u władzy.

Dla Platformy najgorszym, co ją może spotkać, to długi okres bezkarności i niezasłużonej przychylności w mediach. Wcześniej czy później tego typu „szklane podłogi” mają tendencję do zawalania się i wówczas giną pod nią nie tylko ci, którzy po niej skakali, ale także i ci, którzy ją budowali. Wstydu najeść się wtedy mogą i jedni, i drudzy.

Zadziwia różnica między tym, co słyszy się w czasie prywatnych rozmów z dziennikarzami, publicystami czy komentatorami i politykami na temat rządów Platformy Obywatelskiej, a tym, co czyta się, słucha i widzi w środkach masowego przekazu. W tym pierwszym przypadku słyszy się ostre oskarżenia o nieudolność i zupełny brak umiejętności w rządzeniu nowej ekipy. Natomiast w mass mediach obraz rządu jest raczej, a nawet zdecydowanie, pozytywny. To skutek efektu, który określiłbym jako szklaną podłogę.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości