Istnieją w Polsce mechanizmy zakorzenione jeszcze w komunizmie, które sprzyjają tego rodzaju patologiom w biznesie. Sam Gudzowaty wielokrotnie mówił o mafijnym wręcz charakterze stosunków gospodarczych w Polsce, o opanowaniu wielu dziedzin gospodarki przez ludzi ze służb specjalnych. Obecnie zjawiska te wygasają, ustępując miejsca problemom instytucjonalnym związanym z globalizacją i integracją europejską. Postkomunizm, który nas otacza, w dużym stopniu kontynuuje jednak dawne patologie – prowadzenie interesów za pomocą zastraszania i szantażu. Poważnie ogranicza to możliwości rozwoju polskiej gospodarki. Podobne rzeczy dzieją się zresztą w polityce. Często obserwujemy, że nie wyjaśnia się afer na najwyższych szczeblach władzy do końca, lecz utrzymuje je w stanie zawieszenia. Służy to szachowaniu konkurentów politycznych.
Jak Polska prezentuje się pod tym względem na tle innych krajów?
Na Zachodzie panuje dużo większa przejrzystość. Ostatni raport „The Economist” o transformacji jest dla nas miażdżący. Odsłania rażącą nietransparentność procedur, nieefektywność sądów i olbrzymią korupcję.
Polska plasuje się bliżej Bułgarii i Rumunii niż krajów zachodnioeuropejskich.
Zbieranie i używanie haków na przeciwników to norma czy wyjątkowa sytuacja w polskiej gospodarce?
Skalę tego zjawiska trudno oszacować. Są jednak obszary podatne na stosowanie takich środków. Dotyczy to na przykład sfery zamówień publicznych czy skomercjalizowanych funduszy publicznych. Patologie lat 90 nie zostały tam zlikwidowane, ale znacznie ograniczono strumień pieniędzy, który płynie do najmniej przejrzystych sektorów. Obecnie mamy do czynienia z nasileniem prywatnych wojen między oligarchami, którzy osłabli i walczą między sobą o resztki wpływów.