Ostatnie ruchy po lewej stronie sceny politycznej skłaniają do pesymizmu co do funkcjonowania, a nawet trwania lewicy w Polsce. Kolejne kłótnie i podziały pogłębiają tylko spadek i tak rekordowo niskiego poparcia społecznego. Wynika to jednak nie z braku lewicowego instynktu samozachowawczego – jak chcieliby niektórzy – lecz ze strukturalnej niezdolności do odnowy.
Lewica w Polsce jest potrzebna. Odwołuje się bowiem do potrzeb, interesów i emocji ludzi biednych. A tych jest nad Wisłą wciąż bardzo wielu. I nic nie wskazuje na to, żebyśmy w najbliższym półwieczu mieli jakiekolwiek szanse na stanie się drugą Irlandią. Dlatego – w perspektywie długoterminowej – lewica przetrwa. Pytanie brzmi: W jakim składzie?Z pewnością nie w obecnym. Dotychczasowi liderzy lewicy zapisali się w społecznej pamięci jako skompromitowani. A młodzi – Grzegorz Napieralski i Wojciech Olejniczak – nie są dla nich żadną alternatywą. Doszli do władzy w SLD nie dlatego, że byli najlepsi, ale dzięki dokooptowaniu ich przez starych – Kwaśniewskiego, Millera czy Szmajdzińskiego. Są niezależni od partyjnego aktywu, którego skład się nie zmienił, ale też zwyczajnie kontynuują mentalność i sposób działania „starych”.
Skompromitowany jest też sojusz lewicowo-liberalny, który próbują obecnie wskrzeszać Socjaldemokracja Polska i Partia Demokratyczna. Natomiast Leszek Miller, tworząc kolejną kanapową partię, zdaje się nie zdawać sobie sprawy z własnej klęski i z wielkiej krzywdy, którą zrobił lewicy polskiej. Kierując się poczuciem odtrącenia przez kolegów i swoim wybujałym ego, z pewnością nie zajdzie daleko.
Nie ma też przyszłości centrolewica Dariusza Rosatiego, Andrzeja Celińskiego i Marka Balickiego. Panowie ci, bardzo zacni zresztą, nie są w stanie porwać tłumów. Są natomiast kojarzeni z udziałem w rządach uważanych za skompromitowane. Nie prezentują też żadnej świeżej lewicowej myśli. Po co wybierać tych, którzy już byli i się nie sprawdzili?Sytuacja może się wydawać bardzo pesymistyczna. Środowisko lewicy postkomunistycznej jest bowiem strukturalnie niezdolne do odzyskania zaufania społecznego. Byłoby to możliwe jedynie w przypadku gruntownej wymiany liderów. A ta jest niemożliwa, ponieważ to obecni liderzy kontrolują aktyw partyjny – jedyny atut, jaki dotychczasowej lewicy pozostał. I tak koło się zamyka.
Co należy zatem zrobić, żeby odnowić lewicę w Polsce? Widzę tu trzy możliwe kierunki działania. Pierwszym jest pacyfizm i proeuropejskość. Jego przejawem powinien być sprzeciw wobec jednostronnych akcji militarnych prowadzonych przez Stany Zjednoczone i mocne opowiedzenie się za integracją europejską. Próbują tego obecnie SLD i SdPl. Jednak kiedy Jerzy Szmajdziński z SLD, który jako minister obrony wprowadzał polskie wojska do Iraku, uderza w strunę pacyfistyczną, brzmi to żałośnie. Natomiast SdPl nie jest w stanie przebić się z tym przekazem ze względu na wspomniane ograniczenia strukturalne.