Lewica przetrwa. Ale nie w obecnym składzie

Polska lewica musi sięgnąć po autorytety nauki i kultury, aby dokonać umysłowego skoku w kierunku historycznego kompromisu z katolicyzmem – pisze politolog

Publikacja: 10.09.2008 01:33

Red

Ostatnie ruchy po lewej stronie sceny politycznej skłaniają do pesymizmu co do funkcjonowania, a nawet trwania lewicy w Polsce. Kolejne kłótnie i podziały pogłębiają tylko spadek i tak rekordowo niskiego poparcia społecznego. Wynika to jednak nie z braku lewicowego instynktu samozachowawczego – jak chcieliby niektórzy – lecz ze strukturalnej niezdolności do odnowy.

Lewica w Polsce jest potrzebna. Odwołuje się bowiem do potrzeb, interesów i emocji ludzi biednych. A tych jest nad Wisłą wciąż bardzo wielu. I nic nie wskazuje na to, żebyśmy w najbliższym półwieczu mieli jakiekolwiek szanse na stanie się drugą Irlandią. Dlatego – w perspektywie długoterminowej – lewica przetrwa. Pytanie brzmi: W jakim składzie?Z pewnością nie w obecnym. Dotychczasowi liderzy lewicy zapisali się w społecznej pamięci jako skompromitowani. A młodzi – Grzegorz Napieralski i Wojciech Olejniczak – nie są dla nich żadną alternatywą. Doszli do władzy w SLD nie dlatego, że byli najlepsi, ale dzięki dokooptowaniu ich przez starych – Kwaśniewskiego, Millera czy Szmajdzińskiego. Są niezależni od partyjnego aktywu, którego skład się nie zmienił, ale też zwyczajnie kontynuują mentalność i sposób działania „starych”.

Skompromitowany jest też sojusz lewicowo-liberalny, który próbują obecnie wskrzeszać Socjaldemokracja Polska i Partia Demokratyczna. Natomiast Leszek Miller, tworząc kolejną kanapową partię, zdaje się nie zdawać sobie sprawy z własnej klęski i z wielkiej krzywdy, którą zrobił lewicy polskiej. Kierując się poczuciem odtrącenia przez kolegów i swoim wybujałym ego, z pewnością nie zajdzie daleko.

Nie ma też przyszłości centrolewica Dariusza Rosatiego, Andrzeja Celińskiego i Marka Balickiego. Panowie ci, bardzo zacni zresztą, nie są w stanie porwać tłumów. Są natomiast kojarzeni z udziałem w rządach uważanych za skompromitowane. Nie prezentują też żadnej świeżej lewicowej myśli. Po co wybierać tych, którzy już byli i się nie sprawdzili?Sytuacja może się wydawać bardzo pesymistyczna. Środowisko lewicy postkomunistycznej jest bowiem strukturalnie niezdolne do odzyskania zaufania społecznego. Byłoby to możliwe jedynie w przypadku gruntownej wymiany liderów. A ta jest niemożliwa, ponieważ to obecni liderzy kontrolują aktyw partyjny – jedyny atut, jaki dotychczasowej lewicy pozostał. I tak koło się zamyka.

Co należy zatem zrobić, żeby odnowić lewicę w Polsce? Widzę tu trzy możliwe kierunki działania. Pierwszym jest pacyfizm i proeuropejskość. Jego przejawem powinien być sprzeciw wobec jednostronnych akcji militarnych prowadzonych przez Stany Zjednoczone i mocne opowiedzenie się za integracją europejską. Próbują tego obecnie SLD i SdPl. Jednak kiedy Jerzy Szmajdziński z SLD, który jako minister obrony wprowadzał polskie wojska do Iraku, uderza w strunę pacyfistyczną, brzmi to żałośnie. Natomiast SdPl nie jest w stanie przebić się z tym przekazem ze względu na wspomniane ograniczenia strukturalne.

Kiedy w strunę pacyfistyczną uderza Jerzy Szmajdziński, który jako minister obrony wprowadzał polskie wojska do Iraku, brzmi to żałośnie

Drugim kierunkiem jest odzyskanie elektoratu socjalnego. Troska o los ubogich jest największym potencjalnym atutem lewicy. Jednak w obecnej sytuacji nie ma na to szans, ponieważ polscy socjaldemokraci będąc dwukrotnie u władzy, zawiedli pokładane w nich nadzieje. W wyniku błędów i zaniedbań, zwieńczonych fatalnymi rządami Millera, elektorat socjalny znalazł się w kręgu oddziaływania Kościoła. Korzysta na tym głównie PiS, a w dalszej kolejności – PO. Ten elektorat nie będzie do odzyskania co najmniej przez dwie kolejne kadencje.

Trzeci kierunek wiąże się z zasadniczym dylematem lewicy w Polsce. Jak być postępowym, a co za tym idzie – liberalnym kulturowo i antyklerykalnym, nie zrażając do siebie elektoratu socjalnego, w ogromnej większości katolickiego? Odpowiedzią powinno być zawarcie historycznego kompromisu z katolicyzmem. Wytężony wysiłek intelektualny lewicy powinien iść w kierunku takiej syntezy myśli lewicowej i chrześcijańskiej, która byłaby do zaakceptowania dla ubogich polskich katolików.

Zamiast tego mamy do czynienia z próbami zbijania kapitału na hasłach antyklerykalnych. Przoduje w tym Grzegorz Napieralski. U podstaw tej taktyki leży błędne założenie o możliwości skutecznego przeniesienia zachodnioeuropejskich wzorców socjaldemokratycznych nad Wisłę. Odmienność kulturowa Polski jest jednak tak duża, że taktyka ta skazana jest na niepowodzenie.

Kto może uratować lewicę? Potrzebna jest nowa siła, nieuwikłana w kompromitującą przeszłość i zdolna do wykorzystania tego, co zawsze było siłą lewicy: intelektu. Trzeba sięgnąć po autorytety nauki i kultury, żeby dokonać umysłowego skoku w kierunku historycznego kompromisu lewicowo-chrześcijańskiego.

Sytuację utrudnia obecny system finansowania partii politycznych. Bardzo mocno faworyzuje on bowiem ugrupowania już zakorzenione w parlamencie. Wdarcie się przez lewicę do tego skostniałego systemu byłoby możliwe jedynie w sytuacji gwałtownego tąpnięcia na scenie politycznej. W najbliższym czasie do tego nie dojdzie, ponieważ do wykorzystania nieuchronnego słabnięcia PO znacznie lepiej przygotowana jest trzecia siła prawicy. Mam na myśli inicjatywę Jana Rokity, Kazimierza Ujazdowskiego i Rafała Dutkiewicza.

Najbliższe lata należy więc wykorzystać na zbudowanie intelektualnych i społecznych podstaw nowego ruchu na lewicy. Nieśmiałym tego zaczynem wydaje się Polska Obywatelska Jacka Majchrowskiego. To w rękach takich ludzi jak krakowski pogromca prawicy i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego leży przyszłość polskiej lewicy.Czy podołają zadaniu jej odnowy? Czas pokaże.

Kazimierz Kik jest politologiem z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego w Kielcach. Od czerwca 2003 do marca 2004 r. był dyrektorem Instytutu Nauk Społecznych SLD

Ostatnie ruchy po lewej stronie sceny politycznej skłaniają do pesymizmu co do funkcjonowania, a nawet trwania lewicy w Polsce. Kolejne kłótnie i podziały pogłębiają tylko spadek i tak rekordowo niskiego poparcia społecznego. Wynika to jednak nie z braku lewicowego instynktu samozachowawczego – jak chcieliby niektórzy – lecz ze strukturalnej niezdolności do odnowy.

Lewica w Polsce jest potrzebna. Odwołuje się bowiem do potrzeb, interesów i emocji ludzi biednych. A tych jest nad Wisłą wciąż bardzo wielu. I nic nie wskazuje na to, żebyśmy w najbliższym półwieczu mieli jakiekolwiek szanse na stanie się drugą Irlandią. Dlatego – w perspektywie długoterminowej – lewica przetrwa. Pytanie brzmi: W jakim składzie?Z pewnością nie w obecnym. Dotychczasowi liderzy lewicy zapisali się w społecznej pamięci jako skompromitowani. A młodzi – Grzegorz Napieralski i Wojciech Olejniczak – nie są dla nich żadną alternatywą. Doszli do władzy w SLD nie dlatego, że byli najlepsi, ale dzięki dokooptowaniu ich przez starych – Kwaśniewskiego, Millera czy Szmajdzińskiego. Są niezależni od partyjnego aktywu, którego skład się nie zmienił, ale też zwyczajnie kontynuują mentalność i sposób działania „starych”.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości