Zapytana o to, co w świetle swej niedawnej debaty chciałaby doradzić McCainowi przed jego drugim starciem z Obamą, Sarah Palin odpowiedziała: „Żeby dobrze się bawił i był sobą”. To może być jednak nieco za mało. McCainowi nie wystarczy wypaść dobrze podczas debaty. On potrzebuje gwałtownego zwrotu akcji.
Nawet słynny republikański strateg Karl Rove przyznaje na łamach „Newsweeka”, że McCain i Palin mają dziś „pod górkę”. „Problemy gospodarcze, wojna i naturalna potrzeba Amerykanów, by dać szansę drugiej stronie (po ośmiu latach jednej partii w Białym Domu) powinny w naturalny sposób faworyzować Obamę i Bidena”, pisze Rove. Dodaje, że mimo to walka jest i będzie wyrównana do końca, przypisując ten fakt wątpliwościom wyborców co do kwalifikacji i doświadczenia Obamy.
Takie wątpliwości rzeczywiście istnieją, ale w ostatnim czasie zostały przyćmione innymi uczuciami: niepokojem o gospodarczą przyszłość i gniewem wobec republikańskiej administracji. Dlatego Rove chyba nieco przesadza, mówiąc o perspektywie wyrównanej walki. Wręcz przeciwnie, rywalizacja między Obamą i McCainem staje się z dnia na dzień coraz bardziej nierówna.
Ogólnokrajowe sondaże nie oddają w pełni stanu tej walki. Przy amerykańskim systemie wyboru prezydenta, w którym każdy stan ma w zależności od populacji przypisaną określoną liczbę głosów elektorskich (prezydenta formalnie wybiera kolegium elektorskie), a zwycięzca w stanie zgarnia całą ich pulę, losy wyborów ważą się w niewielkiej grupie stanów, które nie mają wyraźnych preferencji partyjnych. Nazywa się je stanami bitewnymi, bo tam toczy się bitwa o prezydenturę. Sondaże z tych stanów – zwłaszcza z trzech największych: Florydy, Pensylwanii i Ohio – mają kluczowe znaczenie. To, co w nich widać, z pewnością przeraża republikańskich strategów.
Floryda, stan, w którym McCain przypieczętował swój triumf w prawyborach i który niedawno miał niemal w kieszeni, dziś przechyla się lekko w stronę demokraty. Podobnie Ohio, które dało Obamie bolesnego kopniaka w prawyborach, a w 2000 i 2004 poparło Busha. Pensylwania, która jeszcze niedawno skłaniała się ku Obamie, dziś jest tak solidnie po jego stronie, że wielu analityków przestało uważać ją za stan bitewny. Sam McCain zrezygnował ostatnio z walki o Michigan. Z rąk wyślizguje mu się Wisconsin, New Hampshire i Kolorado. W Indianie, gdzie Bush odnosił miażdżące zwycięstwa nad demokratami, przewaga McCaina mieści się dziś w granicach błędu statycznego. Co więcej, do kategorii stanów bitewnych dołączyły dwa tradycyjne „czerwone terytoria” – Wirginia (ostatni raz demokrata wygrał tu 44 lata temu) oraz Karolina Północna,w której George W. Bush wygrywał dwukrotnie.