Sikorski – dobry rozgrywający dla NATO

Trzymajmy kciuki za kandydaturę Radosława Sikorskiego, bo byłby on dużo lepszym szefem NATO, niż się wielu jego krytykom wydaje. Stając na czele sojuszu, zyskałby niezależność, której w Polsce nie ma – pisze Łukasz Warzecha

Aktualizacja: 05.01.2009 21:01 Publikacja: 05.01.2009 19:03

Radek Sikorski

Radek Sikorski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/05/lukasz-warzecha-sikorski-%E2%80%93-dobry-rozgrywajacy-dla-nato/]na blogu[/link][/b]

Radosław Sikorski na szefa NATO – to już oficjalne. Polak i przedstawiciel dawnego bloku wschodniego po raz pierwszy od 1989 roku zająłby prestiżowe międzynarodowe stanowisko – powinniśmy się cieszyć. Pojawiają się jednak dwa niepokojące pytania.

Pierwsze – w jakim stanie dziś jest NATO i czy dotychczasowe działania Radosława Sikorskiego jako ministra spraw zagranicznych dają nadzieję, że sojusz nie stanie się Unią Europejską bis, sparaliżowaną sprzecznymi interesami i odmienną polityką wobec Rosji?

Drugie – czy w świetle kandydatury Sikorskiego i trwających podobno już od miesięcy rozmów na jej temat – jego zachowawcze i koniunkturalne działania jako szefa polskiego MSZ nie jawią się w nowym, niezbyt dla ministra korzystnym, świetle?

[srodtytul]Życzliwy minister[/srodtytul]

Probierzem stosunku poszczególnych państw do kwestii rosyjskiej i odpowiedzialności za światowe bezpieczeństwo stał się w ubiegłym roku przede wszystkim konflikt gruziński. Ale jeszcze wcześniej, już na kwietniowym szczycie NATO w Bukareszcie, pojawiła się kwestia włączenia Gruzji i Ukrainy do MAP – natowskiego programu przyszłego członkostwa. To się nie udało. Byliśmy świadkami bezprecedensowego chyba spadku mocy perswazyjnej amerykańskiej administracji.

[wyimek]W ostatnich miesiącach Sikorski starał się nie drażnić żadnej z najważniejszych stolic Europy. Gdy się walczy o międzynarodową posadę, istotne jest, aby nikomu nie podpaść[/wyimek]

"Wiosenny szczyt NATO w Bukareszcie wyznaczał kres przywództwa George'a W. Busha w transatlantyckim sojuszu. W tym roku to Niemcy, a nie Stany Zjednoczone, odgrywały w NATO rolę rozgrywającego. Wszyscy najważniejsi ministrowie spraw zagranicznych NATO tłoczyli się wokół kanclerz Angeli Merkel, aby ustalić przyszłość poszerzenia sojuszu. Gdy ich decyzja została ogłoszona, Gruzja i Ukraina nie mogły wyjść ze zdumienia, że USA nie miały dość siły, aby umieścić je na ścieżce do członkostwa" – napisał w lipcowym "Foreign Affairs" James P. Rubin, zastępca sekretarza stanu w administracji Billa Clintona.

Już po konflikcie gruzińskim Stany Zjednoczone spróbowały jeszcze raz, podczas szczytu NATO w Brukseli w grudniu. Była mowa o otwarciu drogi do sojuszu dla Tbilisi i Kijowa z pominięciem MAP. Minister Sikorski odniósł się wówczas do tej inicjatywy życzliwie, przypominając, że dokładnie w ten sam sposób do sojuszu weszły Polska, Węgry i Czechy, ale i ten wariant upadł.

Co gorsza, przebieg grudniowego szczytu nie pozostawia złudzeń: wszystkie konflikty interesów, związane głównie ze stosunkami z Moskwą, jakie znamy z Unii Europejskiej, przeniosły się na forum NATO. Panowała atmosfera dyplomatycznej wojny pozycyjnej, w ramach której każdy bronił własnego stanowiska do upadłego. Końcowy komunikat ze spotkania w kwestii członkostwa Gruzji i Ukrainy powtarzał jedynie ogólnikową deklarację z Bukaresztu sprowadzającą się do powtórzenia zasady z traktatu waszyngtońskiego: nikomu drzwi do NATO nie zamykamy, każdy może zostać zaproszony.

[srodtytul]Myśleć o zagrożeniach[/srodtytul]

Na dodatek NATO podjęło decyzję o wznowieniu zawieszonych w sierpniu kontaktów politycznych z Moskwą. Podkreślano niby, że nie jest to "business as usual", jednak fakt pozostaje faktem. Owszem, zwolennicy przyjęcia Gruzji i Ukrainy do sojuszu twierdzą, że taki zapis to w gruncie rzeczy ich wygrana. Ukraina i Gruzja będą blisko współpracować z NATO, w przyszłości mogą być przyjęte nawet bez MAP, takiej ewentualności przecież nie wykluczono, zaś pod adresem Rosji pada w komunikacie ze szczytu wiele ostrych słów, m.in. dotyczących rosyjskiej reakcji na tarczę antyrakietową.

Jednak reakcja Moskwy na wyniki szczytu mówiła wszystko. Rosyjski ambasador przy NATO, przedstawiciel najbardziej twardogłowej części rosyjskich elit politycznych Dmitrij Rogozin, oznajmił, że "w NATO istnieje wyraźne rozdarcie i będzie się ono pogłębiać, jeśli sojusz będzie próbował dalej się poszerzać". "Plany tych, którzy przyjęli najchłodniejszą postawę wobec Rosji, zostały zniweczone" – uznał Rogozin. Warto tu dodać, że biuro rosyjskiego przedstawiciela przy NATO w Kwaterze Głównej ozdabia podobno portret Stalina prowadzącego krasnoarmiejców do boju, co wiele mówi o nastawieniu rosyjskiej dyplomacji do sojuszu.

Jak w tym wszystkim odnajdywał się Radosław Sikorski? Na forum sojuszu zajmował na ogół stanowisko przychylne ukraińskim i gruzińskim aspiracjom do członkostwa, które jednak oczywiście przegrywało z twardymi podziałami i działalnością prorosyjskiego lobby w postaci przedstawicieli Francji, Niemiec czy Włoch. Dla każdego, kto odróżnia znaczenie i sposób funkcjonowania organizmu politycznego w rodzaju UE od sojuszu obronnego, jakim jest NATO, powinno być jasne, że przenoszenie podziałów z jednego do drugiego gremium będzie dla sojuszu zabójcze. Nowy sekretarz generalny powinien zrobić wszystko, aby alianci ponownie zaczęli myśleć przede wszystkim w kategoriach strategicznych zagrożeń, nawet kosztem rezygnacji z własnych partykularnych interesów. Rosja zaś takim strategicznym zagrożeniem jest – co do tego nie powinno być sporu.

[srodtytul]Z którym nurtem[/srodtytul]

Czy Sikorski chciałby się takiej roli podjąć? Gdyby oceniać na podstawie jego działań jako szefa MSZ, trzeba by mieć poważne wątpliwości. Przyjęta przez niego taktyka "płynięcia z głównym nurtem" w polityce europejskiej (pisałem o tym w "Rzeczpospolitej" z 18 listopada 2008 r.) oznaczała w praktyce zgodę na prorosyjskie posunięcia Paryża i Berlina. Najdobitniejszym tego potwierdzeniem była zgoda na wznowienie przez Unię rozmów z Rosją o specjalnym partnerstwie.

Rozmowy te zostały zawieszone po konflikcie z Gruzją i była to jedyna konkretna sankcja, na jaką UE się zdobyła wobec Moskwy. Na wznowienie rozmów się zgodzono, choć było jasne, że Rosja nie przestrzega warunków porozumienia pokojowego.

Minister Sikorski tę decyzję bez oporów zaakceptował. Jak w takim razie by się zachowywał jako sekretarz generalny NATO – osoba, której zadaniem jest m.in. poszukiwanie kompromisu między członkami sojuszu i tworzenie jego strategii – gdyby kilkoro jego członków kierowało się przede wszystkim własnymi układami z Moskwą? Czy także popłynąłby z głównym nurtem?

Możliwe, że dla owego płynięcia z głównym nurtem istnieje racjonalne, choć niezbyt pochlebne, wyjaśnienie. Jeśli przeanalizować posunięcia Sikorskiego z ostatnich miesięcy, to widać, że jego troską było niedrażnienie żadnej z najważniejszych stolic Europy. To oczywiście także generalne założenie rządów Donalda Tuska. Czy jednak nie był to ze strony szefa MSZ także koniunkturalizm? Gdy walczy się o ważną międzynarodową posadę, niezwykle istotne jest, aby nikomu nie podpaść. To poważne oskarżenie, bo gdyby było prawdziwe, oznaczałoby, że polski minister spraw zagranicznych podporządkował w jakimś stopniu politykę swojego kraju osobistym ambicjom.

Lecz paradoksalnie może się okazać, że Sikorski byłby dużo lepszym szefem NATO, niż się wydaje wielu jego krytykom w kraju. Stając na czele sojuszu, zyskałby niezależność, której w Polsce nie ma. W Platformie i rządzie Sikorski jest na łasce Donalda Tuska, z czego doskonale zdaje sobie sprawę, w konsekwencji próbując na każdym kroku udowadniać swoją dozgonną lojalność, często w sposób żenujący i przerysowany, przede wszystkim atakując PiS i prezydenta bardziej w stylu Janusza Palikota niż własnym. Częścią tego teatru jest również owo płynięcie w głównym nurcie.

Sikorski w NATO nie byłby skrępowany tą sytuacją. Pracowałby wyłącznie na siebie. Byłby w środowisku o wiele dla niego bardziej naturalnym niż świat krajowej polityki, w którym czasem się gubi. Sięgając po jedno z najważniejszych stanowisk świata, mógłby też się wyzwolić z ambicji, która dzisiaj podporządkowuje sobie wiele jego działań, ponieważ zostałaby ona w końcu zaspokojona. Mógłby realizować autentyczny plan ożywienia i sanacji NATO.

W grudniu na zaproszenie BBN Polskę odwiedził James Townsend, analityk amerykańskiego Atlantic Council, były dyrektor w amerykańskim przedstawicielstwie przy NATO i niegdyś wielki zwolennik przyjęcia Polski do sojuszu. Mówił o potrzebie stworzenia nowej koncepcji strategicznej NATO, uwzględniającej m.in. skutki wojny w Gruzji i podkreślającej znaczenie art. 5 traktatu waszyngtońskiego – najważniejszej gwarancji sojuszniczej pomocy w razie zagrożenia.

[srodtytul]Kraj na tym zyska[/srodtytul]

Oto wyzwanie, z którym powinien się zmierzyć nowy sekretarz generalny. Doprowadzenie do uchwalenia takiej nowej koncepcji byłoby oczywiście szalenie trudne, bo NATO, tak jak Unia Europejska, jest poważnie chore na rozmywanie politycznej woli, jasnych kryteriów, zobowiązań i powinności, gdy tylko na forum się pojawiają tematy związane z Rosją – a temat Rosji przy tej okazji wypłynąłby niechybnie. Być może jednak to właśnie sekretarz generalny z dawnego bloku komunistycznego miałby największe szanse na doprowadzenie do powstania takiego nowego, niezwykle potrzebnego dokumentu.

Dlatego mimo wszystkich zastrzeżeń, wątpliwości i rozczarowań za Sikorskiego warto trzymać kciuki. To rzadki w Polsce przypadek polityka, który, otrzymawszy realną władzę w kraju, radzi sobie średnio, ale za granicą może się okazać znacznie lepszym rozgrywającym, przynosząc także strategiczną korzyść swojemu krajowi.

[i]Autor jest publicystą dziennika "Fakt", opublikował m.in. wywiad rzekę z Radosławem Sikorskim pt. "Strefa zdekomunizowana".[/i]

[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/05/lukasz-warzecha-sikorski-%E2%80%93-dobry-rozgrywajacy-dla-nato/]na blogu[/link][/b]

Radosław Sikorski na szefa NATO – to już oficjalne. Polak i przedstawiciel dawnego bloku wschodniego po raz pierwszy od 1989 roku zająłby prestiżowe międzynarodowe stanowisko – powinniśmy się cieszyć. Pojawiają się jednak dwa niepokojące pytania.

Pozostało 97% artykułu
Publicystyka
Amerykanista: Harris czy Trump – kto będzie lepszy dla Polski? To nie jest wcale oczywiste
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Publicystyka
Jarosław Kuisz: W USA zapanuje faszyzm?
Publicystyka
Jan Zielonka: Nieprzewidywalna Ameryka. Co wiemy, a czego nie wiemy o wyborach w USA
Publicystyka
Mgliste wpływy Rosji, czyli czego nie wiemy po konferencji gen. Jarosława Stróżyka
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Publicystyka
Estera Flieger: Dokąd zmierza Trzecia Droga?
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni