Na dodatek NATO podjęło decyzję o wznowieniu zawieszonych w sierpniu kontaktów politycznych z Moskwą. Podkreślano niby, że nie jest to "business as usual", jednak fakt pozostaje faktem. Owszem, zwolennicy przyjęcia Gruzji i Ukrainy do sojuszu twierdzą, że taki zapis to w gruncie rzeczy ich wygrana. Ukraina i Gruzja będą blisko współpracować z NATO, w przyszłości mogą być przyjęte nawet bez MAP, takiej ewentualności przecież nie wykluczono, zaś pod adresem Rosji pada w komunikacie ze szczytu wiele ostrych słów, m.in. dotyczących rosyjskiej reakcji na tarczę antyrakietową.
Jednak reakcja Moskwy na wyniki szczytu mówiła wszystko. Rosyjski ambasador przy NATO, przedstawiciel najbardziej twardogłowej części rosyjskich elit politycznych Dmitrij Rogozin, oznajmił, że "w NATO istnieje wyraźne rozdarcie i będzie się ono pogłębiać, jeśli sojusz będzie próbował dalej się poszerzać". "Plany tych, którzy przyjęli najchłodniejszą postawę wobec Rosji, zostały zniweczone" – uznał Rogozin. Warto tu dodać, że biuro rosyjskiego przedstawiciela przy NATO w Kwaterze Głównej ozdabia podobno portret Stalina prowadzącego krasnoarmiejców do boju, co wiele mówi o nastawieniu rosyjskiej dyplomacji do sojuszu.
Jak w tym wszystkim odnajdywał się Radosław Sikorski? Na forum sojuszu zajmował na ogół stanowisko przychylne ukraińskim i gruzińskim aspiracjom do członkostwa, które jednak oczywiście przegrywało z twardymi podziałami i działalnością prorosyjskiego lobby w postaci przedstawicieli Francji, Niemiec czy Włoch. Dla każdego, kto odróżnia znaczenie i sposób funkcjonowania organizmu politycznego w rodzaju UE od sojuszu obronnego, jakim jest NATO, powinno być jasne, że przenoszenie podziałów z jednego do drugiego gremium będzie dla sojuszu zabójcze. Nowy sekretarz generalny powinien zrobić wszystko, aby alianci ponownie zaczęli myśleć przede wszystkim w kategoriach strategicznych zagrożeń, nawet kosztem rezygnacji z własnych partykularnych interesów. Rosja zaś takim strategicznym zagrożeniem jest – co do tego nie powinno być sporu.
[srodtytul]Z którym nurtem[/srodtytul]
Czy Sikorski chciałby się takiej roli podjąć? Gdyby oceniać na podstawie jego działań jako szefa MSZ, trzeba by mieć poważne wątpliwości. Przyjęta przez niego taktyka "płynięcia z głównym nurtem" w polityce europejskiej (pisałem o tym w "Rzeczpospolitej" z 18 listopada 2008 r.) oznaczała w praktyce zgodę na prorosyjskie posunięcia Paryża i Berlina. Najdobitniejszym tego potwierdzeniem była zgoda na wznowienie przez Unię rozmów z Rosją o specjalnym partnerstwie.
Rozmowy te zostały zawieszone po konflikcie z Gruzją i była to jedyna konkretna sankcja, na jaką UE się zdobyła wobec Moskwy. Na wznowienie rozmów się zgodzono, choć było jasne, że Rosja nie przestrzega warunków porozumienia pokojowego.