Dziennikarze są agentami społeczeństwa, muszą być jego oczami i uszami. Powinni docierać tam, gdzie zwykły obywatel ma kłopoty z dotarciem, i dzielić się z nim wiedzą, którą w inny sposób trudno mu uzyskać. Media to dosłownie pośrednicy. To dzięki nim szeroka zbiorowość może zdobyć informacje, które pozwalają jej osądzić stan rzeczy w ich państwie, ocenić polityków i ich rządy. I to w ten sposób media powinny egzekwować swoją kontrolną funkcję.

Piszę oczywistości? Ale okazuje się, że nie w III RP. Tu jawność zawsze była na cenzurowanym. Walczyli z nią ludzie na dziennikarskich etatach reprezentujący instytucje, które nazywają się mediami. Przypomnijmy tych, którzy ostrzegali przed powołaniem komisji śledczej w sprawie Rywina, lękając się, że jej prace doprowadzą do "obryzgania wszystkich" – jak powiedział klasyk tej formacji.

Dziś mamy do czynienia z kolejną kampanią funkcjonariuszy III RP w dziennikarskich przybraniach. Gazety opublikowały sprawy, które kompromitują znaczących polityków partii rządzącej. Ci się bronią, jak umieją, i oskarżają służbę, która sprawę wykryła, o prowokację, a dziennikarzy o współudział. Okazuje się, że znajdują medialnych sprzymierzeńców, dla których problemami nie są skandaliczne konszachty liderów partii rządzącej z szemranymi biznesmenami, nie jest przeciek, który pali śledztwo w tej sprawie, nie są dziwacznie nieudolne i naruszające reguły próby sprzedaży stoczni, nie – dla nich problemem jest ujawnienie tych spraw. To tropieniu tego poświęcać będą swoje wysiłki; mozolić intelekty, aby dojść do wniosku, że dziennikarze, którzy odsłaniają, muszą działać na pasku jakichś instytucji. Z zatroskanymi obliczami opowiadać będą, jak niekorzystny dla Polski będzie wizerunek kraju, w którym nic się już nie da ukryć. I jak niedopuszczalne jest, aby służby antykorupcyjne tropiły korupcję, a dziennikarze ją pokazywali.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/10/12/ta-bezwstydna-jawnosc/]Skomentuj[/link][/ramka]