Jeśli po przesłuchaniu Grzegorza Schetyny szef komisji Mirosław Sekuła powiedział, że był to niepotrzebnie wezwany świadek, to co powiedzieć po zeznaniach prezesa PiS? Jarosław Kaczyński chyba naprawdę mało wie o działaniach branży hazardowej za jego rządów. A wytykane mu nieprawidłowości to prędzej skutek panującego w administracji bałaganu – nie tylko za jego rządów – niż zakazanego lobbingu.
Posłowie PO, którzy wnioskowali o wezwanie Kaczyńskiego, raczej to wiedzą. Pośrednio może świadczyć o tym ich rezygnacja z przesłuchań szeregu ważnych osób z czasów rządów PiS. Ale z byłego premiera nie zrezygnowali, bo to zbyt duża gratka. Zwłaszcza następnego dnia po przesłuchaniu Donalda Tuska.
Reguła gry była prosta – PO (a konkretnie Jarosław Urbaniak, bo reszta posłów Platformy nie była napastliwa) miała sprowokować Kaczyńskiego. Były premier zaś, doskonale o tym wiedząc, zachowywał spokój. I okazało się, że Kaczyński potrafi, gdy chce, dostosować się do rad swoich współpracowników. A ci mu radzili, by np. wzorem Tuska zrezygnował ze swobodnej wstępnej wypowiedzi. Ponoć Kaczyński niezbyt chętnie na to przystał, bo pragnął powiedzieć publicznie, co myśli o aferze. Ale – też jak Tusk – miał dosyć czasu na polityczne tyrady. Szczególnie wtedy, gdy posłowie PiS dość usłużnie podawali mu wygodne kwestie (np. o finansowaniu sportu z dopłat). Identycznie jak dzień wcześniej posłowie PO, którzy suflowali swojemu szefowi odpowiedzi, w których mógł gromić "zbrodnie" Mariusza Kamińskiego.
Ujrzeliśmy też prosty sposób na wykreowanie nośnego, choć niemerytorycznego, przekazu z komisji. Wystarczy rzucić zrozumiały dla wszystkich żarcik. Albo zadać pytanie dalekie od meritum – tak jak Franciszek Stefaniuk (PSL) o to, czy Kaczyński gra w golfa. Prezes PiS był zachwycony pytaniem, choć nie gra. Ale spora część mediów woli wyeksponować to niż problemy dotyczące ustawodawstwa hazardowego. Identyczny efekt osiągnął w środę Sławomir Neumann (PO), pytając Grzegorza Schetynę, czy ma żal do premiera.
Kaczyński wypadł doskonale, Tusk też. Schetyna i Kamiński podobnie. Na tym etapie komisja zamienia się w widowisko podobne do filmu "Rashomon", gdzie każda strona widziała tylko swoją prawdę. Potrzebny jest przełom – być może umożliwią to dokumenty z prokuratury i konfrontacje świadków.