Eurosceptyk zatroskany o przyszłość Europy

William Hague, nowy szef brytyjskiego MSZ, niegdyś trenował judo, wie zatem, jak ważny jest unik. I jak bardzo opłaca się czasami ustąpić w polityce, zejść z linii ataku przeciwnika – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 18.06.2010 09:29 Publikacja: 18.06.2010 01:45

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Rzeczpospolita

William Jefferson Hague ma szansę zostać kolejnym słynnym Williamem Jeffersonem w dziejach świata – po Williamie Jeffersonie Clintonie. Świeżo upieczony minister spraw zagranicznych Jej Królewskiej Mości ma 15 lat mniej (rocznik ,61) od swojego amerykańskiego imiennika i wielką przyszłość przed sobą. Choć całkiem niedawno wydawało się, że były przywódca torysów jest już skończony jako polityk.

[srodtytul]Przywrócić wigor[/srodtytul]

William Hague maniery ma nienaganne, a każde słowo waży pięciokrotnie. – Teraz jestem dyplomatą – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, ale uśmiech na jego twarzy wskazuje, iż traktuje tę deklarację jako żart nawiązujący do jego burzliwej przeszłości, jakże bogatej w kontrowersyjne wypowiedzi. Swego czasu Hague nie szczędził ostrych słów Unii Europejskiej, brukselskim eurokratom, mówił bez ogródek, co myśli o imigrantach zalewających Albion. Eurosceptyk? O nie, według lewicowych gazet na Wyspach byłoby to miano zbyt pieszczotliwe. Hague był dla nich ksenofobem, a nawet rasistą.

W latach 1997 – 2001 kierował Partią Konserwatywną. Objął przywództwo w bardzo trudnym okresie, po porażce Johna Majora z nowym liderem Partii Pracy Tonym Blairem, która zakończyła 18-letni okres rządów prawicy. Eurosceptyczna retoryka miała przywrócić torysom wigor i zaprowadzić ich z powrotem na Downing Street. Nie udało się. Blair triumfował raz jeszcze, a Hague zrezygnował ze stanowiska.

Dzisiaj szef brytyjskiej dyplomacji, na przekór swej domniemanej „ksenofobii”, wydaje się szczerze zatroskany losem Starego Kontynentu. – Chcemy pomóc Europie. Nie zmieniłem wprawdzie zdania na temat wspólnej waluty i nie sądzę, by za kadencji obecnego rządu i parlamentu Wielka Brytania zrezygnowała z funta. Jednak wolałbym, żeby kraje strefy euro nie miały dziś tych problemów, które mają.

Hague zdaje sobie sprawę, że kryzys eurolandu to zła wiadomość także dla brytyjskiej gospodarki. – Wszyscy musimy ciąć wydatki i podejmować bolesne decyzje. My też coś o tym wiemy, bo poziom długu publicznego w Wielkiej Brytanii jest absolutnie nie do utrzymania.

[srodtytul]Współpracować z Turcją[/srodtytul]

Brytyjski rząd chce, by Unia Europejska stała się ponownie obszarem dynamicznego wzrostu gospodarczego i głównym promotorem wolnego handlu w świecie. Hague liczy tutaj na Polskę, którą docenia za to, że całkiem nieźle poradziła sobie z kryzysem. – Unia powinna postawić na edukację i najnowsze technologie – mówi Hague. Według niego tylko w ten sposób będzie mogła w przyszłości rywalizować np. z Chinami.

Unia musi się także rozszerzać, ale Hague obawia się, że obecny kryzys może na długi czas powstrzymać ten proces. – A w kolejce do Unii wciąż czekają państwa zachodnich Bałkanów, Turcja… – przypomina. Czy minister naprawdę wierzy, że Turcja stanie się w przyszłości członkiem Wspólnoty? – To dla Europy niezwykle ważny kraj. Ostatnio bardzo się uaktywnił w światowej dyplomacji. Ankara ma ogromne wpływy na Bałkanach, w regionie Kaukazu. Musimy z nią współpracować – tłumaczy, choć zdaje sobie sprawę, że przy sprzeciwie Francji i Niemiec wciągnięcie Turcji do Unii nie będzie łatwe.

[srodtytul]Zatrzymać plamę ropy[/srodtytul]

W tym tygodniu jednak największym zmartwieniem Williama Jeffersona Hague’a nie jest ani Turcja, ani kryzys w strefie euro, lecz poważny konflikt z największym sojusznikiem Wielkiej Brytanii: Stanami Zjednoczonymi.

Od dwóch miesięcy naftowy gigant BP nie radzi sobie z wyciekiem ropy po eksplozji platformy wiertniczej Deepwater Horizon u wybrzeży Luizjany. Barack Obama jest mocno zirytowany nieudolnością koncernu i kilka razy pozwolił sobie na ostre antybrytyjskie komentarze. Z kolei zwykli Amerykanie zaczęli bojkotować stacje BP i jego produkty. – To, co wydarzyło się w Zatoce Meksykańskiej, to przede wszystkim katastrofa ekologiczna, która nie powinna wpłynąć na relacje między USA a Wielką Brytanią – przewiduje Hague. Czy rząd w Londynie zaangażuje się bardziej w obronę BP? – Owszem, to firma zarządzana głównie przez Brytyjczyków – przyznaje Hague – ale niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzi ten koncern, przede wszystkim musimy zrobić wszystko, by powstrzymać plamę ropy. Na tym powinniśmy się dzisiaj skupić.

Hague niegdyś trenował judo, wie zatem, jak ważny jest unik. I jak bardzo opłaca się czasami ustąpić, zejść z linii ataku przeciwnika. Ciekawe, czy będzie równie skuteczny w dyplomacji jak inny znany amator tego sportu: Władimir Putin.

William Jefferson Hague ma szansę zostać kolejnym słynnym Williamem Jeffersonem w dziejach świata – po Williamie Jeffersonie Clintonie. Świeżo upieczony minister spraw zagranicznych Jej Królewskiej Mości ma 15 lat mniej (rocznik ,61) od swojego amerykańskiego imiennika i wielką przyszłość przed sobą. Choć całkiem niedawno wydawało się, że były przywódca torysów jest już skończony jako polityk.

[srodtytul]Przywrócić wigor[/srodtytul]

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości