Bronisław Komorowski zachował się niezręcznie. Niepotrzebnie się spieszył z ogłoszeniem, że krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego należy przenieść. Mógł zaczekać, aż formalnie zostanie prezydentem, mógł najpierw porozmawiać z harcerzami, przedstawicielami Kościoła, a dopiero potem wypowiadać się publicznie.
Zwłaszcza że spokojna i rzeczowa dyskusja na ten temat jest potrzebna. Bo akurat ta sprawa wymaga szczególnej delikatności, także w doborze słów.
Obie strony sporu mają swoje racje. Ma je prezes PiS. Ma je Bronisław Komorowski. Mają je wreszcie ludzie, którzy szanowali zmarłego prezydenta i którym nie podoba się sposób prowadzenia smoleńskiego śledztwa, ale którzy w kwestii krzyża przed pałacem nie zgadzają się z Jarosławem Kaczyńskim. Przedstawialiśmy je już w "Rzeczpospolitej".
Ból i rozgoryczenie Jarosława Kaczyńskiego są zrozumiałe. Jednak jego słowa z piątkowej konferencji wywołują sprzeciw. Sugerowanie, że jeśli ktoś ma na temat krzyża inne zdanie, to stoi po drugiej stronie "w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii i polskich powiązań", a "każdy, kto twierdzi coś innego, dopuszcza się ciężkiego moralnego nadużycia", jest po prostu oburzające. Czuję się osobiście urażony słowami prezesa PiS. A wykluczanie tych, którzy inaczej myślą o sprawie krzyża przed pałacem, jest właśnie moralnym nadużyciem.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/07/16/moralne-naduzycie-jaroslawa-kaczynskiego/]Skomentuj[/link][/ramka]