Pamięć o bohaterach Powstania Warszawskiego buduje polską tożsamość narodową również dzisiaj, w wolnej już Polsce. Dzieje się tak przede wszystkim dzięki Muzeum Powstania Warszawskiego, stworzonemu z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego. Z perspektywy czasu wydaje się, że ogłaszając powstanie, dowództwo AK wybrało lepszą z dwóch złych możliwości politycznych, przed którymi stało w 1944 r. Rezygnacja z podjęcia walki byłaby bolesnym ciosem w psychikę narodu polskiego, tym bardziej, że nie uchroniłaby żołnierzy AK przed represjami i aresztowaniami przez Sowietów. Z historii trzeba wyciągać wnioski. W tym przypadku są dwa podstawowe.
Pierwszy jest taki, że Polska w polityce zagranicznej musi się zawsze kierować własnymi interesami, a one nie zawsze są tożsame z interesami naszych sojuszników. Rząd polski na uchodźctwie popełnił wielki błąd podporządkowując się aliantom zachodnim w polityce zagranicznej, szczególnie w stosunku do ZSRR. Drugi jest taki, że nie wolno z debaty publicznej wykluczać żadnego patrioty, choćby jego poglądy wydawały się bardzo ekscentryczne. Może się bowiem okazać, że to on ma rację. Tak jak słuszność miał Józef Mackiewicz, który przestrzegał przed bezmyślnym realizowaniem przez rząd polski polityki angielskiej i amerykańskiej i wzywał do uznania Sowietów za wrogów Polaków, a nie jego oponenci, którzy za głoszenie tych poglądów doprowadzili do skazania go na śmierć.
Niepogodzony:
Czy Tadeusz Zawadzki ps. „Zośka” mógłby pracować jako redaktor Gazety Wyborczej, a Janek Bytnar ps. „Rudy” gościć w naszych domach jako dziennikarz TVNowskich Faktów? Czy Andrzeja Romockiego ps. „Morro” można wyobrazić sobie, jako polsatowskiego redaktorzynę przepychającego się z tłumem podczas pielgrzymki na Jasną Górę Rodzin Radia Maryja? A w drugą stronę: czy Beatę Tadlę z TVN można sobie wyobrazić biegnącą z bandażami, by opatrzeć walczących na barykadzie powstańców w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, zaś Ewę Żarską jako łączniczkę przedzierającą się w kurzu i spiekocie między gruzami kamienic, by przekazać informację do dowództwa zgrupowania od jednej z odciętych kompanii?
(…) Jak przecież bardzo ze sobą kontrastują niepewność dnia następnego, a zarazem odwaga i wielkość marzeń pokolenia „Kolumbów” z „niepewnością swojej przyszłości” i miałkością dążeń większości młodych Polaków, dla których najważniejszym celem życiowym jest zdobycie na własność mieszkania na kredyt, oczywiście spłacany w obcej walucie (aby było jeszcze niepewniej) i kupno lepszego modelu auta, niż jest w posiadaniu sąsiada. Ta martwica duchowa i to olbrzymie wykorzenienie z substancji społecznej młodego współczesnego pokolenia to wszystko musiało zaowocować, ale kto mógł przypuszczać, że aż tak boleśnie – wyczynami pod krzyżem upamiętniającym pamięć o parze prezydenckiej na Krakowskim Przedmieściu. Fura, skóra i komóra – najlepiej służbowa – oto aksjomaty, o które zabiegają dziś następcy Janka Bytnara, czy braci Romockich.
(…) „Kolumbowie” nie mieli nic oprócz miłości do wolnej Ojczyzny, współcześni mają wszystko za wyjątkiem serca dla Kraju i szacunku, tego prawdziwego i nie mylonego z pychą – do samych siebie. I tak nic z tego nie rozumiem. Skąd ta przemiana, skąd to wygodnictwo z pozoru gwarantujące spokój? Czy gdyby Romoccy, czy Baczyńscy i im podobni bohaterowie Powstania żyli w dzisiejszych czasach, to co by zrobili?