Gwizdy i oklaski towarzyszyły obchodom 67. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przy pomniku „Gloria Victis” na Powązkach. Tuż przed godziną W tysiące warszawiaków podążają tam, by jak co roku złożyć hołd „warszawskim dzieciom”. Rodziny, grupy rekonstrukcyjne, kibice, harcerze. Wśród tłumów przeciskają się cisi bohaterowie tamtych dni – powstańcy warszawscy. To przede wszystkim dla nich są te uroczystości. Szykanowani przez komunistyczny reżim PRL, często pomijani przez władze III RP, dopiero od siedmiu lat mogą w pełni poczuć, że Polska o nich nie zapomniała. Wszystko dzięki Muzeum Powstania Warszawskiego, wybudowanemu z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego. Swoista moda na pamięć o powstaniu, która zapanowała wśród młodzieży, stała się mostem łączącym Warszawę’ 44’ i Warszawę XXI wieku. Czy ów potencjał potrafimy wykorzystać? Czy rośnie nowe pokolenie „Kolumbów”?
Politycy Platformy postanowili ogrzać się w blasku powstańców. Pamiętali jednak o doświadczeniach z ubiegłych lat, kiedy to działaczy partii rządzącej witała dezaprobata zgromadzonych. W tym roku zabezpieczyli się więc, dołączając do oficjalnych delegacji rządu, parlamentu i miasta... warszawskich powstańców. To za ich plecami znaleźli schronienie przed szmerem niezadowolenia. Sytuacja ta, a także prowokacyjne zachowanie wobec tłumu profesora Bartoszewskiego wywołały kolejne gwizdy, oklaskami zaś przyjęto prezesa PiS. Na internetowych forach pojawiły się głosy oburzenia o skandalu na uroczystościach. Nikt jednak nie zapytał, czy prowokacje władzy i ukrywanie się za plecami bohaterów jest właściwe? Wśród gwiżdżących i buczących byli również powstańcy, którzy walczyli i o to, by w demokratycznym kraju mieć prawo wyrażania dezaprobaty dla rządzących. Żadna poprawność polityczna nie może im tego zakazać.