Michał Karnowski na portalu wpolityce.pl pisze:
Polskie środowiska konserwatywne, co zrozumiałe, wciąż przeżywają wyborczą porażkę. Chwilami bywa gorąco. Przyczyny, skutki, wnioski mnożą się w rozmowach. Ciekawe inicjatywy i stowarzyszenia jakby zamarły, niektóre organizują nawet konferencje prasowe, zapowiadając ogłoszenie tego, co zamierzają robić dalej. Bo to rzekomo oczywiste, bo trzeba się odnieść do tego, co Tusk, co Kaczyński, co Ziobro. (...) A jednak, mam też, rozumiejąc te emocje, ochotę krzyknąć: panie i panowie, dość! Nie jesteśmy przecież w tym wszystkim, w mediach i organizacjach obywatelskich, w grupach przyjacielskich i formalnych, ani dla władzy ani dla polityków. Jeśli wierzymy w to, co robimy, jeżeli kochamy Polskę i lubimy siebie nawzajem, to nic nie zwalnia nas z robienia jak najlepiej tego, co dotychczas. Polityka i władza stwarzają ramy naszego życia, to prawda. Ale nie są całym życiem! O wartości nam bliskie bić się można, i to skutecznie, będąc w opozycji, nie mając wielkich mediów.
Karnowski dodaje:
Od dłuższego czasu powtarzam wszystkim, którzy chcą słuchać, i tutaj to powtórzę: nie mylmy naszych spraw i naszych celów z celami partyjnymi. One potrafią być zbieżne, często są. Ale to są jednak cele inne, samodzielne. Dlatego zawsze odrzucałem wszelkie wezwania do opowiadania się za tą czy inną partią. To bez sensu, to szkodliwe, to nieprawdziwe. Na dodatek - w przypadku, gdy partia taka popada w kłopoty, zabiera energię i wolność. Nie w świecie gier partyjnych leży też dzisiaj problem polskich konserwatystów.