Właściciel uważanych za konserwatywne tygodnika "Uważam Rze" oraz dziennika "Rzeczpospolita" chce przekształcić "Przekrój" w pismo wyraźnie lewicowe. Nie ma tu sprzeczności?
Nie. Gdybym podjął się roli redaktora naczelnego obu tych tytułów, byłoby to nieszczere i trudne do obrony. Zawsze deklarowałem, że tytuły, wydawane przez spółki, na które mam wpływ jako udziałowiec, nie muszą odzwierciedlać moich poglądów czy wartości. Kiedy trzy lata temu kupowałem "Przekrój", wydawało mi się, że w Polsce jest zapotrzebowanie na tygodnik opinii, w którym będzie sporo kultury, pogłębionych tekstów, na polski "New Yorker". Okazało się, że są wprawdzie czytelnicy, którym to odpowiada, ale jest ich za mało, aby tygodnik miał swoją moc intelektualną i aby mógł się obronić rynkowo. Ledwo byliśmy w stanie przekroczyć 40 tys. czytelników. Niedługo później grupa osób z mocnymi poglądami prawicowymi z sukcesem wypromowała na rynku tygodnik "Uważam Rze". To, że w tak krótkim czasie stał się liderem sprzedaży i jednym z najważniejszych pism opinii, pokazało, jakie są możliwości na rynku wydawniczym. "Uważam Rze" odniósł sukces dzięki wyrazistości. To uświadomiło nam, że "Przekrój" powinien pójść tą samą drogą, być wyrazistym tygodnikiem, tylko walczącym o inne wartości.
Takie "Uważam Rze" a rebours?
Tygodnik, który stanowiłby ciekawą propozycję intelektualną dla najróżniejszych środowisk lewicowych, walczących o prawa mniejszości seksualnych, czy libertariańskich, które nie do końca znajdują swoje treści w innych tytułach. Zresztą, "Przekrój" zawsze poruszał tematy społeczne, może nie za ostro, może za mało wyraziście. I mam nadzieję, że Roman Kurkiewicz, który staje na czele tego tygodnika, pójdzie w tym kierunku. Choć z wieloma poglądami red. Kurkiewicza stanowczo się nie zgadzam i ciężko byłoby nam walczyć po tej samej stronie barykady, wydaje się, że ta propozycja może się okazać intelektualnie ciekawa.
Czy dziś na rynku szansę mają tylko wyraziste tytuły?