W wymiarze ludzkim był bez wątpienia ciepłym, miłym człowiekiem, o niemałej wiedzy i sporej kulturze osobistej. Zapewne był dobrym materiałem do licznych inteligenckich profesji. Na polityka się jednak nie nadawał. Miał zbyt cienką skórę. Łatwo się irytował i łatwo załamywał. Natura poskąpiła mu także witalnych mocy, takich jak siła czy drapieżność. Jego współpracownicy twierdzą, że uosabiał to, co w Jarosławie najlepsze, ale bez jego wad. Było jednak inaczej.
Oferował dość powszechny zestaw inteligencko-mieszczańskich zalet. Natomiast to wszystko, co było w nim wyjątkowe, co pozwoliło mu zdobyć prezydenturę, pochodziło od brata. Gdyby nie Jarosław, gdyby nie to, że Lech mógł odbijać jego poglądy i jego energię, prezesura NIK stanowiłaby kres jego politycznej kariery.
Autor porównuje polityczną charyzmę braci:
Gdyby nie Jarosław, gdyby nie to, że Lech mógł odbijać jego poglądy i jego energię, prezesura NIK stanowiłaby kres jego politycznej kariery. (...) Za sprawą Jarosława kryterium politycznej oceny stała się na prawicy wielkość głoszonego projektu, a nie mizeria politycznej praktyki. W swojej istocie był to zwykły eskapizm, ucieczka w moralistykę i maksymalizm. Jednak dzięki temu prawica znowu uwierzyła w siebie, a jej wyborcy znowu uwierzyli w prawicę. Ale to już była inna prawica. Nie czynu, ale gestu.
Krasowski wylicza, że była to prawica szukająca bohaterów: