„Taktyka prezydenta nie zmienia się: sam stwarza problemy, po czym, gdy już bardzo zagmatwa sytuację, wkracza, włącza się, grzmi - że sprawy źle idą, że jest niezadowolony, że weźmie ster w swoje ręce. Wtedy ma okazję wykazać, jak bardzo jest potrzebny, niezbędny, niezastąpiony.
Wszak nie został prezydentem, żeby odpoczywać - jak mawia. On nie będzie brał pieniędzy za przecinanie wstęg. „Poszedł na prezydenta dla pracy". Gdy więc nie ma pracy, gdy nie dzieje się nic nadzwyczajnego, zwykła rutyna: parlament uchwala ustawy, rząd rządzi - to prezydent „przyśpiesza", wynajduje sobie pracę. Kogoś odwoła lub chociaż skrytykuje - i już ma zajęcie. A przy tym życie polityczne nabiera kolorów: niemrawi politycy przeistaczają się w energicznych obrońców demokracji przed autorytarnymi zakusami prezydenta. Zabierają głos, rozważają warianty, ścierają się oświadczenia, stanowiska, protesty, od „fundamentalnych zasad" i „racji stanu" gęstnieje powietrze w Sejmie, w rządzie i siedzibach partii. Gdy Lech Wałęsa znajduje robotę dla siebie, to i politycy mają zajęcie, czyli też okazję, by w telewizorze pokazać się wyborcom z wyrazem zatroskania o losy kraju na twarzy. /.../
Pomysł prezydenta jest prosty: ze słabości uczynić siłę. Jest sam, nie ma zaplecza politycznego, zraził do siebie większość dawnych sympatyków i politycznych przyjaciół. „Nie, to nie, ja wam jeszcze pokażę, zrobię tak, że sami do mnie przyjdziecie" - mógłby powiedzieć dzisiaj Wałęsa.
Chce osiągnąć to, co nie udało mu się przy okazji aborcyjnej liberalizacji kodeksu karnego. Sam jeden stanąłby wtedy przed Trybunałem Stanu. Na niego reflektory. Nie udało się, bo Sejm nie odrzucił jego weta.
Lech Wałęsa nie chce być jednym z wielu kandydatów na prezydenta. Chce sytuacji, w której z jednej strony będzie on, a z drugiej wszyscy pozostali kandydaci. Swoimi posunięciami rozemocjonuje polityków, skłóci partie, a potem wystąpi sam przeciwko wszystkim. Ponadpartyjny, przeciwko całej klasie politycznej. Niech oni nawzajem zabierają sobie głosy. Bo wszyscy przynajmniej w jednej rzeczy będą do siebie podobni: wszyscy będą krytykowali Lecha Wałęsę.