Jarosław Kaczyński mówi „Gazecie Polskiej Codziennie” o swoim bracie. Lech Kaczyński po objęciu urzędu prezydenta Rzeczpospolitej spodziewał się krytyki, ale nie tego, że „atak będzie ciągły i totalny”:
Zaczęło się już od nocy wyborczej, gdy Justyna Pochanke ogłaszała wyniki. Powiedziała wtedy mniej więcej tak: „Mam dla państwa złą wiadomość, Lech Kaczyński wygrał wybory prezydenckie”. Później utwierdzało to Leszka w przekonaniu, że musimy walczyć o drugą kadencję. Bo początkowo Leszek myślał tylko o jednej kadencji prezydenckiej, bo „za dużo od Boga nie można wymagać”. Ale później wręcz się zaciął, żeby walczyć. Miał poczucie, że jego obowiązkiem wobec Polski jest wygrać. Nie miał według sondaży wielkich szans, jednak ostatnie notowania przed śmiercią były coraz lepsze. W nocy przed 10 kwietnia, gdy wracałem ze szpitala od mamy, dowiedziałem się, że najnowsze wyniki są bardzo obiecujące.
W rozmowie z Samuelem Pereirą i Grzegorzem Wierzchołowskim zaprzecza lansowanej tezie, jakoby Lech Kaczyński był podporządkowany jego woli:
Częściej uprawialiśmy politykę równolegle niż w ramach bezpośredniej współpracy. Leszek nie miał absolutnie zacięcia partyjnego, przez jakiś czas był szefem PiS, ale został nim niechętnie. Był za to świetnym działaczem związkowym i to, że faktycznie był bardzo dobry w kierowaniu strukturami Solidarności, można przeczytać nawet w książce tak wrogich osób, jak Jarosław Kurski z „Gazety Wyborczej”. Później został parlamentarzystą, z tamtego czasu zapamiętałem polemiki Leszka z Jerzym Hausnerem, bo panowie mówili do siebie nie per panie pośle, tylko per profesorze. Polemizowali na poziomie seminaryjnym i dzięki temu mieliśmy wykłady w Sejmie. Gdyby tak dzisiaj wyglądały dyskusje parlamentarne... Gdy przeszedł do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, to dzięki jego pracy tam, a potem w NIK, zdobyliśmy dużą wiedzę na temat systemu III RP.
Wiedza o systemie III RP
Kaczyński podkreśla, że u zarania widzieli dokładnie system, który wyłonił się z PRL: