Na pozór rady Giertycha wydają się spójne i logiczne. Tusk odcina się od rządu, a więc od całego odium, które ciąży na partii sprawującej władzę od sześciu lat. Mecenas Giertych argumentuje: Tusk jako jedyny jest w stanie scalić Platformę Obywatelską, która pozszywana z różnych ideologii wyraźnie zaczęła rozłazić się w szwach i poprowadzić ją po raz kolejny do zwycięstwa. Jako argument eks wicepremier przypomina, że taki manewr wykonała niegdyś Margaret Thatcher, która ustąpiła miejsca Johnowi Majorowi, dzięki czemu konserwatyści ponownie wygrali wybory. Rzecz w tym, że żelazna dama wcale nie zrobiła tego dobrowolnie - została zmuszona przez wewnątrzpartyjną opozycję do oddania przywództwa w partii, a tym samym premierostwa. Tymczasem Giertych proponuje, by premier z własnej woli odszedł z rządu zachowując przywództwo w partii. Czym taki scenariusz może się skończyć?
W historii III RP był już taki przypadek, że premier i szef rządu stanął przed koniecznością podjęcia decyzji czy odciąć partię od rządu, by uratować formację przed utratą poparcia. Chodzi o Leszka Millera, któremu kierownictwo SLD w obliczu załamujących się sondaży i grożącego partii rozłamu postawiło ultimatum – albo zrezygnuje z kierowania partią, a pozostanie na stanowisku premiera albo odejdzie z rządu i skupi się na ratowaniu partii.
Miller postanowił oddać władzę w partii kalkulując, że realna władza jaką ma szef rządu pomoże mu utrzymać wpływy również w formacji. Nic bardziej mylnego. Kilka miesięcy później musiał zadeklarować, że ustąpi również ze stanowiska premiera. Tak więc w rezultacie utracił obie funkcje, a partii i tak nic nie uratowało, bo nie da się wmówić wyborcom, że formacja, która popiera rząd w parlamencie nie ma nic wspólnego z jego decyzjami.
Identyczny los czekałby Donalda Tuska. Gdyby zrzekł się premierostwa czyli utracił realną władzę, to szybko zostałby pozbawiony też stanowiska partyjnego. Tym bardziej, że Giertych mówi wprost – Tusk powinien kandydować do Parlamentu Europejskiego. A czym się kończy wyjazd lidera partii do Brukseli, to już najlepiej wie Janusz Wojciechowski, który jako prezes PSL zdobył mandat europosła, a dziś już nawet nie jest członkiem Stronnictwa, tylko przytulił się do PiS.
W rzeczywistości więc Giertych radzi Tuskowi, żeby oddał partię i rząd, i udał się do Brukseli gdzie być może czeka na niego stanowisko w europejskiej administracji. Tyle, że rząd i partia, to wróble w garści, a stanowisko unijne to gołąb na dachu. Może uda się go schwytać, a może nie. Bo jeżeli lewica wygra przyszłoroczne wybory do Europarlamentu, co nie jest wykluczone, to frakcja europejskich socjalistów i demokratów będzie rozdawała stanowiska, a nie Europejska Partia Ludowa, do której należy PO.