Jak pomóc rodzinie. Analizuje Bartosz Marczuk

Karta Dużej Rodziny to efektywny sposób pomocy dzieciom. Dostrzega to prezydent. Ale bez realnych zachęt, a tych głowa państwa nie przewiduje, skończy się na dobrych intencjach.

Publikacja: 28.05.2013 21:00

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

W 50 gminach działa Karta Dużej Rodziny. Jeśli porównamy tę liczbę z prawie 2,5 tys. gmin, nie jest to wynik oszałamiający. Prezydent w ogłoszonym w poniedziałek programie „Dobry klimat dla rodziny” chce zatem wprowadzenia ogólnopolskiej karty. Ma „ustanawiać powszechne zniżki w opłatach za usługi publiczne dla rodzin wielodzietnych”. Idea szlachetna, co więcej, wszystkim może się opłacać. Tyle że bez realnych zachęt trudno spodziewać się, by gminy masowo rozpoczęły wprowadzać u siebie te inicjatywy. A prezydent ich nie przewiduje. To błąd – powinien się o nie upomnieć.

Może skorzystać z doświadczeń środowiska Związku Dużych Rodzin 3+, które od lat zabiega o upowszechnienie karty. Skupieni tam eksperci też postulują wprowadzenie jej w całym kraju, mówią jednak o konieczności wprowadzenia zachęt. Postulują, by karta działała na trzech poziomach.

Pierwszy – ogólnopolski – oparty m.in. na doświadczeniach francuskich. Tu konieczny jest, choć niewielki, wysiłek finansowy ze strony państwa. Wprowadzenia np. ulgowych przejazdów koleją czy zniżek w opłatach za media w koncernach kontrolowanych przez państwo. Po co? Bo daje to, po pierwsze, realną ulgę dla rodzin, a po drugie, nawet ważniejsze, tworzy oddolny popyt na karty. Przełamuje zatem niemoc ich upowszechnienia. Jeśli ludzie spostrzegą, że KRD daje im prawo do nieco tańszego przejazdu koleją, upomną się także w swoich gminach o wprowadzenie programu.

Drugi poziom powinien funkcjonować w samorządach. Także tutaj przydałaby się zachęta. Można wprowadzić nieco wyższy udział w PIT lub CIT dla tych gmin, które wprowadzają programy. Biorąc pod uwagę ciężką sytuację naszych finansów, można wprowadzić ograniczenie kwotowe oraz wspólną odpowiedzialność i solidarność. Gmina wykłada kwotę x i w zamian uzyskuje prawo do większej kwoty y. Taka zachęta nie musi być droga.

Gdy karta zadziała na tych dwóch poziomach, zadziała też na trzecim, chyba najważniejszym – na poziomie biznesu. Służyć będzie jako swego rodzaju identyfikacja popytu, co uruchomi konkurencję biznesu o wielodzietnego klienta.

Można sobie wyobrazić powszechne zniżki w księgarniach, restauracjach, centrach medycznych, w sklepach z odzieżą czy nawet hipermarketach. Tyle że wymaga to impulsu. Dałaby go ogólnopolska karta wprowadzana z dodatkowymi usługami przez gminy.

Rodzina to inwestycja. To w niej tworzy się tzw. kapitał ludzki, kluczowy dla rozwoju. Jeśli państwo racjonalnie będzie wspierać inicjatywę kart, może niewielkim wysiłkiem uruchomić lawinę przyjazną rodzicom. Korzyść z niej będzie niewspółmierna do kosztów.

W 50 gminach działa Karta Dużej Rodziny. Jeśli porównamy tę liczbę z prawie 2,5 tys. gmin, nie jest to wynik oszałamiający. Prezydent w ogłoszonym w poniedziałek programie „Dobry klimat dla rodziny” chce zatem wprowadzenia ogólnopolskiej karty. Ma „ustanawiać powszechne zniżki w opłatach za usługi publiczne dla rodzin wielodzietnych”. Idea szlachetna, co więcej, wszystkim może się opłacać. Tyle że bez realnych zachęt trudno spodziewać się, by gminy masowo rozpoczęły wprowadzać u siebie te inicjatywy. A prezydent ich nie przewiduje. To błąd – powinien się o nie upomnieć.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Wiadomo, kto przegra wybory prezydenckie. Nie ma się z czego cieszyć
Publicystyka
Pytania o bezpieczeństwo, na które nie odpowiedzieli Trzaskowski, Mentzen i Biejat
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Brudna kampania, czyli szemrana moralność „dla dobra Polski”
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jaka Polska po wyborach?
Publicystyka
Europa z Trumpem przeciw Putinowi