Prezydent Bronisław Komorowski z małżonką, wicepremier Janusz Piechociński, szef Kancelarii Premiera Jacek Cichocki, minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, prezydencka minister Irena Wóycicka. Wszyscy stawili się w weekend na zjeździe, który organizował Związek Dużych Rodzin 3+.
Skąd to zainteresowanie? Po części zapewne z wiary, że to ostatni dzwonek, by spróbować złagodzić demograficzną katastrofę, jaka następuje na naszych oczach. – W dorosłość wciąż wchodzą liczne roczniki. Trzeba zrobić wszystko, by ci ludzie chcieli mieć dzieci – przekonywał w Grodzisku Mazowieckim prezydent.
– Przywróćmy szacunek wielodzietności – to z kolei słowa ministra pracy.
Trzeba też jednak pamiętać, że – w czym nie ma nic złego – wszyscy polityczni aktorzy grodziskich wystąpień kalkulują swoją pozycję na rodzimej scenie. Odwołanie się do wartości rodzinnych, ukłon w stronę młodych, docenienie trudu rodzicielstwa – wszystkie te komunikaty do wyborców są chwytliwe i przekonujące. Zwłaszcza w kontekście obecnego porządku naszej polityki, w którym królują osoby ze starszego pokolenia, a w praktyce rządzenia młodzi są jedną z najbardziej dyskryminowanych grup społecznych.
Co znamienne to właśnie w takim duchu równolegle do grodziskiego zjazdu odbywał się kongres republikanów. Ich lider Przemysław Wipler bezpośrednio odwołuje się do pokolenia 20-, 30- i 40-latków.