Rakiety manewrujące w samolotach F-16, elementy tarczy antyrakietowej, komandosi – to elementy tzw. polskich kłów, o których mówi premier Donald Tusk. Są to siły odstraszania potencjalnych agresorów.
Nie mniej ważnym elementem naszej siły powinna być budowa struktur obrony terytorialnej. Te jednak szwankują. Tak jakby politycy zapomnieli o prawdzie, że „wojsko zaczyna wojnę, a rezerwa ją kończy".
Narodowe Siły Rezerwowe powstały zaledwie trzy lata temu. Dzisiaj wiemy, że nie spełniły swojego zadania. I to przyznają zarówno oficerowie, jak i urzędnicy resortu obrony. Niedawno na swoim blogu pisał o tym szef MON Tomasz Siemoniak.
W NSR jest teraz ok. 10 tys. żołnierzy, choć powinno być ich dwa razy więcej. Znaczna część kandydatów traktuje NSR jako szybką ścieżkę dostania się do zawodowej służby wojskowej. Z takiej możliwości skorzystało około 10 tys. kandydatów.
Od początku służba w NSR była nieatrakcyjna finansowo, a i sami dowódcy jednostek, do których trafiali „rezerwiści", nisko oceniali ich umiejętności. Można było odnieść wrażenie, że rezerwistami łatali dziury kadrowe w jednostkach.