Propozycję ogłosiła w sobotę Polska Razem i z miejsca wywołała dyskusję. Z punktu widzenia politycznego PR to trafny ruch partii PR. Nowe ugrupowanie niczego tak nie potrzebuje jak rozgłosu, nawet jeśli bywa wyśmiewane.
Ten pomysł jest akurat najbardziej oryginalny z ogłoszonych w sobotę. Większość haseł partii Gowina jest Polakom dobrze znana. Zarówno jednomandatowe okręgi wyborcze, swoboda przedsiębiorczości, jak i uproszczenie podatków to postulaty obecne pod różnymi postaciami od wielu lat. Pomysł otrzymywania głosów przez rodziców w poważnej polityce jeszcze nie zagościł. Pojawiał się na seminariach demograficznych, ale w debacie politycznej go dotąd nie było. Przynajmniej w Polsce.
– Pomysł wydaje się ciekawy publicystycznie, ale chyba mało realistyczny praktycznie – ocenił premier Donald Tusk. I trafił w punkt. Głosowanie Demeny'ego – jak fachowcy określają ten pomysł (od nazwiska demografa Paula Demeny'ego) – miało być bowiem odpowiedzią na realny problem starzenia się społeczeństw. Gdy coraz większą grupę wyborców stanowią emeryci i gdy to oni wywierają coraz większą presję na państwo, o emerytów zaczyna się ono troszczyć bardziej niż o przyszłe pokolenia. I to na nich wydaje coraz większe pieniądze. Przekazanie głosu niepełnoletniego dziecka rodzicowi lub prawnemu opiekunowi może – według demografów – sprawić, że ta tendencja może zostać zatrzymana, a interes przyszłych pokoleń będzie realnie wpływał na decyzje wyborców.
Pomysł ten nie jest też wcale nowy. Po pierwszej wojnie światowej nad wprowadzeniem takiego rozwiązania zastanawiał się parlament Francji, w Niemczech politycy dyskutowali o nim na początku tego wieku. Kilka lat temu poważna debata na ten temat przetoczyła się przez Japonię, a dwa lata temu oficjalnie taki pomysł zgłosił węgierski Fidesz.
W polskiej sytuacji demograficznej takie regulacje miałyby swe zalety: byłyby wyraźnym sygnałem wsparcia dla rodzin wielodzietnych. Mogłyby też pomóc posiadającym liczne potomstwo stać się poważną siłą, z którą wreszcie zaczęliby się liczyć politycy.