Kto to panu powiedział, panie Adamie

Bywają, widać, loty wyższe, niż ze skoczni mamucich.

Publikacja: 27.02.2014 07:17

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Deski starej skoczni skrzypiały. Lipcowy wiatr siłował się z nią i miotał koronami świerków. Patrzyłam przed siebie. Nie zdobyłam nawet połowy schodków, a mój zapał już gasł z sykiem. – Wracam, zapomniałam nart! – krzyknęłam do góry. Jako ambitna narciarka alpejska zlazłam na ziemię rakiem.

Dziś tej skoczni przy drodze ze Szczyrku do wyciągu na Białym Krzyżu u szczytu Przełęczy Salmopolskiej już nie ma. Była przepięknym zabytkiem. Trudno pojąć, jak, ale spaliła się. Staruszka nauczyła mnie respektu dla lotników na deskach. W ostatniej chwili swojego istnienia zdążyła jeszcze zasłużyć się także najnowszej historii polskiego sportu. Jadąc na Salmopol zimą, często widywało się na szosie w jej okolicy gości z szerokimi nartami. Któryś z nich był może Małyszem.

Ze szczególną przykrością czytam wywiad z tym miłym człowiekiem, który jako wybitny skoczek narciarski jest symbolem odwagi:

„My, Polacy, zawsze musimy robić wszystko trochę na opak. Na świecie jest tak, że jeśli państwu zależy na wynikach sportowych, to stwarza do tego warunki (...). Zawsze atakujemy z szabelką czołgi, taka nasza natura. Ale dlaczego mamy wygrywać tylko wbrew logice? (...)Trzeba w to zainwestować. Podjąć decyzję, czy chcemy sportu na wysokim poziomie, zorganizowanego, czy ciągłego bazowania na jednostkach, które wybiją się wbrew przeciwnościom. Polacy nigdy się nie poddają, zgoda. Ale nie mamy teraz czasów wojny, tylko pokój. Trzeba działać na zimno i z planem." („Triumf partyzantów", Gazeta.pl )

Nie podważam diagnozy merytorycznej Małysza. Nieistnienie państwowej strategii rozwoju sportu i infrastruktury, planowego kształcenia kadr jest ewidentne. W odpowiedzi Adama Małysza na pytanie – Czego potrzeba polskiemu sportowi? – jest jednak wiele z ducha opowiastki o chłoporobotniku. W momencie, gdy chłopu dopiecze w pracy szef, nie musi on bić żony, lecz może przyłożyć krowie.

Bywają, widać, loty wyższe, niż ze skoczni mamucich. Sytuacje, gdy przydaje się jeszcze innego rodzaju odwaga. Odwaga cywilna, by zwyczajnie, jasno powiedzieć, kto odpowiada za zły stan rzeczy. Mnie się wydaje, że w przypadku sportu mogą to być: minister, szefowie związków sportowych, lokalne, konkretne władze samorządowe, Apoloniusz Tajner i inni, których Małysz z pewnością zna doskonale. Gdyby Małysz zechciał uczciwie zrecenzować ich działalność, wywiad z nim miałby realną wartość. Właściwie, kto jak nie najwięksi sportowcy powinni głośno domagać się wyjścia z chorego stanu rzeczy. To chyba niczym strasznym nie grozi?

Małysz wygarnia jednak winę wszystkim Polakom, jak osławionym cyklistom. Dziwnie tendencyjnie i bezsensownie wynika z jego słów, że za kanał polskiego sportu odpowiada nasz zły charakter narodowy. Co plecie Małysz? - ciśnie się na usta.

„My, wszyscy Polacy, zawsze musimy robić wszystko na opak"- zaczyna skoczek. Wszyscy Polacy? Wszystko? Zawsze? I na opak? A to ci parada. Słówko „my" łagodzi wprawdzie ton insynuacji, lecz to tylko zabieg retoryczny, bo Małysz od tego rzekomo polskiego trybu pracy przecież się dystansuje.

Jak to jest więc u innych? Rozwińmy skrzydła europejskie: 1. Do diabła z naszą mułowatością. Jesteśmy potęgą, a w Soczi uplasowaliśmy się tylko troszkę wyżej, niż Polacy. Wbrew logice, nie wygrywamy tak, jak się nam to należy. 2. My, ograniczeni cykliści, mamy Dolomity, stoków i tras do imentu, a w Soczi Polacy zapędzili nas w kozi róg. Zbytek makaronu idzie nie tylko w boczki. 3. Coś z nami, wołowatymi, jest nie w porządku. Mamy w kraju prawie same góry, wszystkie knedle biegają na nartach i trenują hokej, a Polacy w Soczi zagrali nam na nosie. Czy choćby te, zmyślone ad hoc, wnioski nie zawierają cienia racji, a przy tym, o ile są łagodniejsze, mniej okrutne i niesprawiedliwe, niż napomknienia Małysza o wojnie i o partyzanckim charakterze narodowym Polaków? A jednak o takich samobiczowaniach nie słyszy się, bo są nielojalne i brzydko pachną. Uderzanie w tony narodowych przymiotów i, ni stąd ni zowąd, antypolska stylistyka zamiast konkretu zdumiewa i szokuje u polskiego sportowca. Niestety, kołki na polskiej głowie można dziś ciosać do woli.

„ZAWSZE ATAKUJEMY Z SZABELKĄ CZOŁGI , TAKA NASZA NATURA" – to już, oczywiście, zdanie wstrząsające. Mam nadzieję, że Małysz zwyczajnie nie wie, co mówi.

Wieść o szarżach ułanów szablami na czołgi jest kłamstwem sfingowanym przez Niemców. Wszyscy Polacy powinni to już dziś wiedzieć z podstawówki. Niemiecki film „Kampfgeschwader Lutzow" nakręcili hitlerowcy ku faszystowskiej satysfakcji. Role Polaków odgrywa tam sojusznicze wojsko słowackie. To ustawka, zwykła inscenizacja.

Kawalerzyści polscy posiadali broń palną – specjalne karabinki oraz broń przeciwpancerną. W roku 1939 używali koni jedynie jako siły pociągowej dla dział i przemieszczania się podczas ataków na niemiecką piechotę i tyły. Niemcy przegrali z nimi w wielu bitwach. Jedna z brawurowych, taktycznych akcji kawaleryjskich rozegrała się nawet w Kasinie Wielkiej.

Komuniści nie gardzili niemiecką propagandą na temat II Rzeczpospolitej. Chętnie ją utrwalali. W filmie „Lotna" Andrzej Wajda skopiował sceny z hitlerowskiej mitologii. Polak, jak idiota, siecze w nim szablą lufę olbrzymiego tanku. Widzowie Polski Ludowej mieli szydzić z kawalerii pospołu z własnymi wrogami. Na swoją zgubę, jak to omamione głupki. Wić się ze wstydu za ułanów, za marność polskiej nacji i jej czynów. Za karę za to, że polscy bohaterowie nawet wzięci w dwa ognie wyrwali jednak trochę ziemi w tej wojnie i nie przepadli razem z narodem.

Dziś Małysz bezrefleksyjnie powtarza hitlerowsko - stalinowskie hasła o szabelkach na czołgi. Parodiuje polskie sukcesy, które zalazły Niemcom za skórę. To straszne, że nikt mu dotąd nie powiedział, że są to kłamstwa karłów nie umywających się do polskich oficerów urodzeniem, kulturą, honorem, moralnością, zdolnościami, inteligencją, wykształceniem, walecznością, sprytem i sprawnością fizyczną. Każdy Polak powinien przynajmniej ujrzeć na fotografii, jak prezentował się żołnierz niezłomny po latach ukrywania się w lesie, bo nawet w tej, beznadziejnej, sytuacji biła od niego klasa polskiego oficera.

I po co było, panie Adamie, dowalać Polakom zamiast zaczepić ministra sportu, przyprzeć Tajnera i innych szefów związków sportowych pytaniem, jak to jest z finansowaniem i organizacją sportu. Warto byłoby doradzić im coś konkretnego. Napisać jakiś projekt. Do czego potrzebny był w tej sprawie sos nacjonalistycznej, niemieckiej kpiny z kontekstów naszego bohaterskiego, wojennego wysiłku?

Żyjemy w czasach Wikipedii. Hasło „Szarże kawalerii polskiej na niemieckie czołgi" ktoś opracował w niej pieczołowicie. Bez prawdy nie ma życia.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości