Zatrute cukierki faszyzmu

Zaskakująca prowokacja donieckich separatystów

Publikacja: 02.06.2014 14:32

Zatrute cukierki faszyzmu

Foto: Twitter, Griff Witte Griff Witte

Gdyby konflikt na Ukrainie nie był tak tragiczny, tak bezsensowny i tak krwawy, można by nakręcić na jego podstawie niesamowicie zabawną komedię. Występują tu bowiem postacie fantastyczne i dzieją się rzeczy tak absurdalne jak z bajki. "Ministrami ludowymi" zostają ludzie w dresach i kominiarkach, dobierając sobie do gabinetu, w ramach parytetu, długonogie dwudziestki; prezydentem państwa zostaje Czekoladowy Król; zwykli ludzie ruszają na czołgi i je sobie przywłaszczają, jak gdyby nigdy nic, od wystraszonych żołnierzy; po ulicach chodzą zielone ludziki, chętnie pozujący do zdjęć. A do tego wszystkieg, ni z tego, ni z owego dołączają w końcu prorosyjscy Czeczeni (!), którzy są tak prorosyjscy, że czują się w obowiązku przejąć kontrolę nad nie dość kompetentnymi separatystami w kominiarkach.

W ten pełen groteski obraz wspaniale wpisuje się scena, która rozegrała się wczoraj na placu Lenina w Doniecku.

Był dzień dziecka, a ponieważ (pro)Rosjanie też kochają swoje dzieci, postanowili uczynić im słodką niespodziankę. W słoneczne popołudnie, zamaskowani jak zwykle separatyści zajechali ciężarówką na plac Lenina. Nie wyciągnęli z niej jednak tym razem karabinów i granatów, zastępując je za to pudłami pełnymi cukierków, które uprzejmi byli uprzednio "pożyczyć" z pobliskiego sklepu. Wszyscy wydawali się zadowoleni: uśmiechnięte dzieci, jak i ich rodzice już ustawiali się w kolejkę, by garściami słodyczy wynagrodzić sobie wojenne trudy. Separatyści już cieszyli się z udanej akcji wizerunkowej. Przedwcześnie.

O tym, co zdarzyło się chwilę potem, opowiada korespondent "Washington Post" Griff Witte.

Wtedy ktoś z tłumu zauważył, że to słodycze Roshena, firmy założonej przez ukraińskiego magnata, znanego jako Czekoladowy Król, prezydenta-elekta Petro Poroszenkę. Choć wygrał on wybory w całym kraju z miażdżącą przewagą, to zwolennicy rebeliantów odwiniają go o przemoc w południowo-wschodniej części kraju.

Nastrój zmienił natychmiast. Radość ustąpiłą wściekłości. Karnawał stał się burdą.

- To prowokacja! - zaczął ktoś wołać z tłumu.

- Cukierki są zatrute - zakrzyknął ktoś inny.

- "Nie" dla krwawych cukierków! - zaczęto skandować "No to blood candy!" they chanted.

Zaczęła się przepychanka. Matki kopały pudła i deptały cukierki swoimi obcasami i zaczęły krzyczeć na bojowników. Bojownicy odpowiadali tym samym

- Chcieliśmy dać dzieciom cukierki! To wszystko! Co to za różnica, skąd one są? - tłumaczył bezradnie jeden z żołnierzy.

Ale było już za późno. Tłum odwrócił się od nich. Bojownicy wskoczyli do swego wana. A kiedy odjeżdżali z pośpiechem, jeden z ojców obrzucił ich torbą cukierków.

 

(zdj. Twitter/Griff Witte)

Kiedy tłum się uspokoił, przyszła pora na refleksję.

Powstały filozoficzne spory na temat tego, czy odrzucenie słodyczy było rzeczą słuszną.

- Podczas wojny paliliśmy przecież niemieckie papierosy. Co to za różnica? - zapytał sympatycznie wyglądający białowłosy mężczyzna ze złotymi zębami.

- Poroszenko nie może przecież nas jednocześnie karmić i mordować - odpowiadała mu w bluzie w panterkę, depcząc resztki cukierków

A wszystko to działo się pod czujnym okiem spoglądającego z cokołu Władimira Ilicza Ulianowa, który z wielkim trudem musiał skrywać swoją dumę za wykutym z marmuru obliczem.

Gdyby konflikt na Ukrainie nie był tak tragiczny, tak bezsensowny i tak krwawy, można by nakręcić na jego podstawie niesamowicie zabawną komedię. Występują tu bowiem postacie fantastyczne i dzieją się rzeczy tak absurdalne jak z bajki. "Ministrami ludowymi" zostają ludzie w dresach i kominiarkach, dobierając sobie do gabinetu, w ramach parytetu, długonogie dwudziestki; prezydentem państwa zostaje Czekoladowy Król; zwykli ludzie ruszają na czołgi i je sobie przywłaszczają, jak gdyby nigdy nic, od wystraszonych żołnierzy; po ulicach chodzą zielone ludziki, chętnie pozujący do zdjęć. A do tego wszystkieg, ni z tego, ni z owego dołączają w końcu prorosyjscy Czeczeni (!), którzy są tak prorosyjscy, że czują się w obowiązku przejąć kontrolę nad nie dość kompetentnymi separatystami w kominiarkach.

Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem