Większość rozmów polityków PO została zarejestrowana w jednym miejscu, stołecznej restauracji Sowa i Przyjaciele.
Tam się spotkali Bartłomiej Sienkiewicz z Markiem Belką (lipiec 2013 r.), Sławomir Nowak z Andrzejem Parafianowiczem (luty 2014 r.) oraz Elżbieta Bieńkowska z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem. W rozmowie z „Rz" Wojtunik powiedział, że z Bieńkowską spotkał się w minionym tygodniu. To dowód na to, że nagrania były rejestrowane aż do ostatnich dni przed wybuchem afery.
Trwa przepychanka o to, kto ponosi odpowiedzialność za to, że przez rok członkowie rządu byli nagrywani. – To kompromitacja ABW. Przecież oni zajmują się ochroną kontrwywiadowczą. Powinni się dowiedzieć, że jest lokal, w którym założony jest stały podsłuch – mówi nam wysokiej rangi funkcjonariusz innej specsłużby.
Agencja przekonuje, że nie jest jej zadaniem zabezpieczanie prywatnych kolacji ministrów. – Za ochronę VIP-ów odpowiada Biuro Ochrony Rządu – przekonuje wysokiej rangi oficer ABW. – Podejrzewamy, że to właśnie funkcjonariusze BOR rejestrowali te spotkania. W ostatnich miesiącach cofnęliśmy części borowców poświadczenia bezpieczeństwa, uprawniające do dostępu do tajemnic państwowych. Sienkiewicz usunął ich ze służby. To może być zemsta.
Jak się dowiadujemy, takie myślenie jest bliskie też Sienkiewiczowi, a także ministrowi Pawłowi Grasiowi, który również ma być bohaterem jednej z taśm. – To bunt części służb specjalnych – mówi nam współpracownik Grasia. – Chodzi o dymisję Sienkiewicza, który przeprowadza zmiany w specsłużbach, czym narusza ich interesy.