Stankiewicz: Prezydent zaczął swoją walkę od falstartu

Konwencje PO i PiS pokazały, że wybory prezydenckie rozstrzygną między sobą te partie. Lepiej wypadł Andrzej Duda, ale to Bronisław Komorowski ma większe szanse.

Aktualizacja: 08.02.2015 22:36 Publikacja: 08.02.2015 21:42

Andrzej Stankiewicz

Andrzej Stankiewicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W takiej sytuacji nie był jeszcze żaden prezydent ubiegający się o reelekcję. Bronisław Komorowski chce wygrać wybory, mimo że krajem rządzi formacja polityczna, z której się wywodzi. To oznacza ponoszenie przez niego współodpowiedzialności za wszystkie działania rządów Tuska i Kopacz.

Nie ma się zatem co dziwić, że jedyny konkretny komunikat z piątkowego wystąpienia Komorowskiego jest taki, że prezydent nie chce występować pod partyjnym szyldem. Poza tym jego wystąpienie było pełne ogólników i pozbawione energii.

To PO powinna była mieć bardziej okazałą, emocjonalną i wystawną konwencję prezydencką od PiS. Większość dawnych speców PiS od takich widowisk jest dziś w Platformie – na czele z Michałem Kamińskim. A jednak to PiS lepiej zaprezentowało swego kandydata na prezydenta.

Dzień po Komorowskim na konwencji PiS wystąpił Andrzej Duda. Na tle czytającego z kartki Komorowskiego wypadł lepiej, bo partia pomyślała o tym, by w mównicę wmontować mu ekran z tekstem. Wyglądało, jakby mówił z głowy, co zawsze dodaje wiarygodności.

Duda miał starannie przygotowane – choć momentami teatralne – wystąpienie, gdzie wątki osobiste zostały przemieszane z sentymentalnymi i politycznymi. Drobne złośliwości miały przy tym pokazać, że jest lepiej wykształcony i młodszy od Komorowskiego.

Odwołując się niemal bez przerwy do Lecha Kaczyńskiego, Duda tak naprawdę starał się przekonać do siebie elektorat PiS. Teraz jego notowania są prawie dwa razy niższe od poparcia dla partii, która go wystawiła. Bez pełnej mobilizacji elektoratu PiS Duda nie ma co marzyć o drugiej turze. A trudno o lepszy symbol niż Lech Kaczyński.

W programowej części wystąpienia Duda próbował obarczyć Komorowskiego współodpowiedzialnością za działania rządu – czyli dokładnie to, czego prezydent chce uniknąć.

Duda nie atakował innych kandydatów. Rozumie, że każdy z nich może urzędującemu prezydentowi urwać kilka punktów, co uniemożliwi mu wygraną w pierwszej turze. A w razie drugiej, to Duda stanie się przeciwnikiem prezydenta.

Do tej pory kampania Dudy nie należała do udanych. Kompletowanie sztabu zajęło długie tygodnie, a kandydat albo nie wykorzystywał kłopotów rządu, takich jak protesty lekarzy, albo robił to nieudolnie – jak przy strajku górników.

Pojedynek na konwencje to dopiero początek prawdziwej kampanii, w której to urzędujący prezydent jest faworytem. Ma na koncie pięć lat przewidywalnej prezydentury, podczas gdy Duda jest wciąż niewiadomą. W sztabie PO panuje przekonanie, że Komorowski ma tak wysokie notowania, że trzeba się skupić na tym, aby w kampanii jak najmniej z tych procentów stracić. Na razie jednak prezydent zaczął od falstartu.

Publicystyka
Europa z Trumpem przeciw Putinowi
Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców