Chodzi o to, że obecny minister zdrowia Marian Zembala, nie czekając na przekazanie swojego resortu Prawu i Sprawiedliwości, przyjął nowy program refundacji in vitro. O tym, że rząd nad tym pracuje, pisaliśmy już zresztą w „Rzeczpospolitej" w pierwszej połowie października. Obecny wygasa 30 czerwca 2016 roku. Kolejny ma trwać do czerwca 2019 roku. Pójdzie na to 300 mln zł.
Figury retorycznej z użyciem słowa „ściana" użył wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki. – Teraz politycy Prawa i Sprawiedliwości są pod ścianą – grzmiał na antenie RMF FM. – Przerwanie (programu – red.) jest możliwe, ale praktycznie bardzo trudne – dodawał.
To nie do końca prawda. W rzeczywistości zerwanie programu jest zarówno możliwe, jak i bardzo łatwe. Polityk PiS, który obejmie tekę ministra zdrowia, będzie mógł jedynym podpisem środki na finansowanie programu przenieść na inny ważny cel. A takich w służbie zdrowia nie brakuje.
Byłoby inaczej, gdyby nowy program in vitro nie tylko był przyjęty, ale też zakontraktowany. Platforma nie może jednak już teraz rozpisać konkursu dla klinik, bo wiążą ją rygory ustawy budżetowej. Można to zrobić najwcześniej w 2016 roku.
PiS nie jest też pod ścianą z innego powodu. Mianowicie ma cały arsenał środków, by utrudnić funkcjonowanie lecznic oferujących in vitro (wbrew powszechnej opinii, nie są to tylko prywatne kliniki, ale również szpitale publiczne).