Wśród kandydatów są twarze dobrze znane z krajowej polityki. Joanna Senyszyn reprezentuje lewicę obyczajową, tęczowe manifestacje i front walki o usunięcie krzyża – czyli wszystko to, czego - jak pokazały ostatnie wybory - Polacy mają dosyć. SLD pod takim kierownictwem będzie raczej lewackie niż lewicowe i nie ma wielkich szans na oderwanie się od dna.
Włodzimierz Czarzasty, którego znakiem firmowym są kolorowe sweterki w programie „Kawa na ławę”, mógł wiele zyskać w oczach telewidzów. Ten uznawany dawniej za niewybieralnego polityk nadal kojarzony jest jednak z postkomunistycznym układem, grupą trzymającą władzę i aferami. Trudno wyobrazić sobie, jak mógłby poprowadzić lewicę w rzeczywistości politycznej, w której – jak mówi prawica – postkomunizm się skończył.
Krzysztof Gawkowski jest stanowczy i ostry w swoich wypowiedziach, a jednocześnie kształtuje swój wizerunek jako polityka racjonalnego i opanowanego. Karierę zaczął robić już w III Rzeczpospolitej, co należy niewątpliwie uznać za atut. Gawkowski przypomina jednak Olejniczaka i Napieralskiego, spośród których żaden nie potrafił sprawić, by partia nabrała wiatru w żagle.
Wśród kandydatów lepiej znanych znajdujemy także Jerzego Wenderlicha. Chętnie występujący przed kamerami, często dowcipnie złośliwy polityk deklaruje jednoczenie i poszerzanie lewicy, a także poszukiwanie nowych osobowości. Wenderlich to jednak również dobrze znana i kojarzona z postkomuną twarz.
Jest jeszcze Dariusz Szczotkowski, znany z wystąpień w Młodzież Kontra, dzięki którym dorobił się dwóch przezwisk i wielu memów. Szczotkowski jest najmłodszym kandydatem, który podbił Internet dzięki swoim potyczkom z Januszem Kowin-Mikkem. W pierwszej takiej potyczce Korwin przyrównał Szczotkowskiego do żyjących na dnie Rowu Mariańskiego rurkowców. Od tamtej pory najwyraźniej wiele się zmieniło. Szczotkowski uznał, że błędem, jaki popełniły partie lewicowe, było skupienie się na tym, co powszechnie określa się mianem lewactwa. Zwalczanie krzyża, bezmyślne naśladowanie lewicy zachodnioeuropejskiej i tęczowe manifestacje to kawiorowy snobizm i tematy zastępcze. Zamiast tego rurkowiec woli biało-czerwoną flagę, nawiązywanie do tradycji przedwojennej lewicy, a przede wszystkim Józefa Piłsudskiego. W porządku symbolicznym, zdaniem Szczotkowskiego, to nie Leszek Miller, ale Janusz Palikot stanowi obciążenie wizerunkowe polskiej lewicy.