Jeśli bowiem idzie wojna, a wszystko wskazuje, że może tak być, to infrastruktura i energetyka są absolutnie kluczowe dla naszych zdolności obronnych. Jeśli politycy nie rozumieją tego sami z siebie, to potrzebny jest nacisk społeczny, który sprawi, że politykom nie będzie się opłacało kunktatorstwo, imposybilizm i przeklęte „jakoś to będzie”. Przy czym nie mam na myśli jakichś konkretnych polityków, ale całą klasę polityczną, która w Polsce najchętniej zajmuje się sama sobą. I oczywiście zawsze wie lepiej od zwykłego obywatela.
Nie potrafimy budować konsensusów
W 2017 roku Czesław Bielecki, jeden z tych pozytywnych wariatów, bez których w Polsce nic się nie dzieje, zorganizował zespół ekspertów, który zaprojektował drogę łączącą Trójmiasto z przesmykiem suwalskim. Bo przecież strategiczne znaczenie przesmyku suwalskiego to nic nowego i myślący obywatel widzi rzeczy, które umykają politykom zajętym nieustanną żądzą pognębienia politycznego przeciwnika, jakby zniszczenie opozycji było gwarantem powszechnej szczęśliwości i najważniejszym narzędziem rozwoju kraju.
Niezdolność przyznania racji przeciwnikowi politycznemu jest od lat jednym z hamulców rozwoju
Pomysł Bieleckiego był taki, żeby droga szła trasą starej pruskiej kolei, co znacząco przyspieszało i potaniało inwestycję. No ale przecież obywatel z definicji racji mieć nie może, więc czynownicy rządowi pociągnęli trasę inaczej, czyli przez obszary chronione i omijając Orzysz, bo przecież komunikacja nie musi komunikować ze sobą „nieważnych” miast. Przez sześć lat, do końca rządów PiS, droga nie tylko nie powstała, ale też nie rozpoczęto nawet prac innych niż studiowanie, jak tu zniszczyć stanowiska lęgowe, byle tylko nie przyznać racji komuś z zewnątrz. Oczywiście to, którędy będzie biegła droga, jest drugorzędne wobec tego, by powstała teraz jak najszybciej, tym niemniej szkoda sześciu zmarnowanych lat.
Ta historia jest dobrym przykładem pokazującym, że rządy PiS wcale nie były dalekowzroczne, sprawcze i stawiające bezpieczeństwo państwa na pierwszym miejscu. Ale to wcale nie znaczy, że należy teraz porzucić wszystkie inne projekty rozpoczęte przez rząd Morawieckiego, a zwłaszcza te, o których mówimy od dziesiątków lat, jak elektrownie atomowe czy sieć szybkich kolei. Tymczasem prorządowi pseudoeksperci prześcigają się w wynajdowaniu przyczyn, dla których projekty zapoczątkowane przez PiS powinny być porzucone. Niezdolność przyznania racji przeciwnikowi politycznemu nawet w najdrobniejszej sprawie jest od lat jednym z największych hamulców naszego rozwoju i uniemożliwia budowanie konsensusu wokół spraw najważniejszych dla naszego bezpieczeństwa i przyszłości.