Marek Migalski: Koalicja Obywatelska zyskuje poparcie, ale nie zmniejsza to szans PiS na zwycięstwo

W obecnym układzie szansę na kolejną kadencję po jesiennych wyborach parlamentarnych ma PiS. Dlaczego? Ponieważ wzrost notowań Koalicji Obywatelskiej po marszu 4 czerwca odbywa się kosztem Trzeciej Drogi, a nie Prawa i Sprawiedliwości czy Konfederacji.

Publikacja: 14.06.2023 03:00

Marek Migalski: Koalicja Obywatelska zyskuje poparcie, ale nie zmniejsza to szans PiS na zwycięstwo

Foto: AFP

Zeszłotygodniowe wzrosty notowań Koalicji Obywatelskiej, odnotowane już po marszu 4 czerwca, dokonały się przede wszystkim za sprawą opozycyjnego kanibalizmu. Popularność bowiem PiS i Konfederacji nie zmalała (w przypadku tego drugiego podmiotu nawet wzrosła), natomiast spadków doświadczyła Trzecia Droga. Bez zmiany tego trendu opozycja nie ma szans na przejęcie władzy po wyborach.

Manifestacja z 4 czerwca była wymierzona we władzę, ale także – jak się szybko okazało – w innych partnerów anty-PIS-u. Bohaterem całego wydarzenia był Donald Tusk (we współpracy z Rafałem Trzaskowskim), natomiast liderzy Lewicy, PSL i PL 2050, zostali całkowicie zmarginalizowani. Włodzimierz Czarzasty co prawda mógł przemówić, ale uczynił to w towarzystwie 60 innych polityków i działaczy. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz natomiast nawet nie zdołali się załapać na odjeżdżający czerwony autobus. Dość symboliczny to obraz tego, co stało się tego dnia.

Scenariusze na wybory parlamentarne: Czy PiS zachowa władzę?

Sondaże wykonane już po marszu wskazały na wzrost notowań KO/PO. I tylko tego ugrupowania. Partia Tuska goni formację Kaczyńskiego, ale jeśli jej nie przegoni, a dodatkowo zepchnie pod próg inne ugrupowania anty-PIS-u, kampania wyborcza skończy się odnowieniem mandatu przez Zjednoczoną Prawicę, przy poparciu (tylko sejmowym?) Konfederacji.

Czytaj więcej

Choć zabrzmi to paradoksalnie, od 2019 roku prawie nic się nie zmieniło w zmaganiach między obozem władzy (oraz podobną do niego Konfederacją) oraz obozem opozycji. Cztery lata temu ten pierwszy zdobył prawie dokładnie 50 proc., podobnie jak ten drugi. Jeśli porównamy to z obecną sytuacją zauważymy, że… jest niemal taka sama. Niemal, bo notowania PiS są nieco niższe niż w 2019 roku, za to poparcie dla Konfederacji prawie dwukrotnie wyższe. Niemal, bo KO/PO jest dziś lepiej oceniana przez wyborców niż cztery lata temu, za to Lewica gorzej (no i do gry wszedł Szymon Hołownia). Jednak obraz wydaje się zadziwiająco podobny.

Jeśli nie nastąpi proces zniechęcania lub pozyskiwania wyborców PiS i Konfederacji, anty-PIS pozostanie jesienią tam, gdzie teraz jest, czyli w opozycji. Kanibalizm nie wystarczy, by wrócić do władzy. Chyba żeby zakończył się całkowitym zjedzeniem partnerów.

Rozważmy kilka scenariuszy. Jeśli przyjmiemy, że sytuacja będzie w miarę stabilna, to znaczy, że PiS zdobędzie około 35 proc., KO 30 proc., Konfederacja 15 proc., a Trzecia Droga oraz Lewica po 10 proc. To modelowy obraz, który chyba trafnie oddaje dzisiejsze nastroje (przy uwzględnieniu potencjalnego głosowania wahających się). Jeśli tak skończyłyby się wybory, to każdy, kto potrafi posługiwać się metodą D’Hondta (a nie tylko o niej gadać), rozumie, że oznacza to rządy Kaczyńskiego przy poparciu Mentzena i Bosaka.

Jeśli nie nastąpi proces zniechęcania lub pozyskiwania wyborców PiS i Konfederacji, anty-PIS pozostanie jesienią tam, gdzie teraz jest, czyli w opozycji

Ale przecież kampania może skończyć się nie aż tak… optymistycznie dla opozycji, Trzecia Droga bowiem zaczyna niebezpiecznie balansować na granicy 8 proc., niezbędnej koalicjom do wzięcia udziału w podziale mandatów. Skłonność elektoratu do wybierania najmocniejszego będzie się nasilać wraz ze zbliżaniem się daty wyborów, co grozi Hołowni i Kosiniakowi-Kamyszowi katastrofą. Oczywiście jest proste rozwiązanie – rezygnacja z formuły koalicji i pójście do wyborów jako partia polityczna. Ale jaka? Ludzie Hołowni na listach PSL czy ludowcy na listach PL 2050? Ten drugi scenariusz jest nie do przyjęcia dla partii o ponadstuletniej tradycji. A ten pierwszy byłby końcem marzeń byłego dziennikarza TVN o poważnej karierze politycznej.

Kilka możliwości dla opozycji przed wyborami

W odniesieniu do Lewicy odbieranie jej tlenu przez dominatora w postaci KO nie grozi, moim zdaniem, zejściem poniżej progu 5 proc., ale uzyskanie wyniku poniżej 10 proc. skutkować będzie nieproporcjonalnie małą liczba mandatów. Rozumiejącym wspomnianą metodę D’Hondta nie trzeba tłumaczyć, że „ostatni na mecie” tracą tak mocno, że 5 proc. głosów może przełożyć się na 2–3 proc. mandatów. Ci, którzy jej nie rozumieją, muszą uwierzyć na słowo. Lewica mająca problem z utworzeniem klubu nie byłaby dobrym partnerem PO w odsuwaniu PiS od władzy.

Co zatem robić powinni liderzy opozycji? Podpowiedzi już płyną z ust niektórych dziennikarzy i dziennikarek. Jedna z nich zaproponowała na Twitterze, żeby Tusk „dbał o wynik Szymona, Władysława i Włodzimierza”. Niestety, publicystka nie określiła, jak miałby to zrobić – czy chodzi o odstąpienie platformianych billboardów, namawianie własnych wyborców do głosowania na Trzecią Drogę i Lewicę, czy też może o coaching personalny po godzinach? Inni nawołują z kolei Hołownię, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego do poddania się i rezygnacji ze startu.

Czytaj więcej

Sondaż: Poparcie dla Koalicji Obywatelskiej wzrosło po marszu 4 czerwca. Kosztem PSL i Hołowni

Sprawa wygląda na poważną, ponieważ samym kanibalizmem opozycja wyborów nie wygra. Od mieszania – by pozostać w poetyce kulinarnej – herbata nie stanie się słodsza. Rozwiązania de facto są dwa.

Pierwsze to powrót do idei jednej listy – dziś już coraz bardziej widać, że nie chcą jej liderzy partyjni, a nie wyborcy anty-PIS-u. Wciąż nie wiemy, jakie będą nastroje społeczne za miesiąc czy dwa, ale jeśli nie nastąpi tu jakiś przełom w postaci wyprzedzenia PiS przez KO, to należy ponownie przemyśleć pomysł wspólnego startu wszystkich ugrupowań opozycyjnych.

Drugie rozwiązanie – o wiele trudniejsze – to udana akcja zniechęcania elektoratu PiS do udziału w akcie głosowania, a nawet próba jego pozyskania (o tym zresztą nieśmiało mówił Tusk podczas marszu).

A jeśli i to się nie uda? To ostatnią szansą anty-PIS-u byłoby, wspomniane wcześniej, prawie całkowite pożarcie Trzeciej Drogi i Lewicy przez KO. To najmniej prawdopodobny scenariusz, bo według niego partia Tuska uzyskałaby ponad 40 proc. głosów, a ugrupowania Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego nie przekroczyłyby progów. Jednak gdyby taka sytuacja miała miejsce, mogłaby oznaczać… odsunięcie PiS od władzy, gdyż obecnie obowiązująca metoda liczenia, o której tyle już pisałem, mogłaby spowodować (przy specyficznym układzie), że „zmarnowane” głosy oddane na Trzecią Drogę i Lewicę zapewniłyby nadwyżkowe mandaty zwycięskiemu ugrupowaniu, czyli KO. Powtarzam, to najmniej prawdopodobne rozdanie, ale może się zdarzyć.

Choć dla wyborców anty-PIS-u lepiej byłoby, gdyby jednak inne, bardziej realne i wspomniane przeze mnie, rozwiązania przyszły do głowy liderom partii, którym kibicują.

Zeszłotygodniowe wzrosty notowań Koalicji Obywatelskiej, odnotowane już po marszu 4 czerwca, dokonały się przede wszystkim za sprawą opozycyjnego kanibalizmu. Popularność bowiem PiS i Konfederacji nie zmalała (w przypadku tego drugiego podmiotu nawet wzrosła), natomiast spadków doświadczyła Trzecia Droga. Bez zmiany tego trendu opozycja nie ma szans na przejęcie władzy po wyborach.

Manifestacja z 4 czerwca była wymierzona we władzę, ale także – jak się szybko okazało – w innych partnerów anty-PIS-u. Bohaterem całego wydarzenia był Donald Tusk (we współpracy z Rafałem Trzaskowskim), natomiast liderzy Lewicy, PSL i PL 2050, zostali całkowicie zmarginalizowani. Włodzimierz Czarzasty co prawda mógł przemówić, ale uczynił to w towarzystwie 60 innych polityków i działaczy. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz natomiast nawet nie zdołali się załapać na odjeżdżający czerwony autobus. Dość symboliczny to obraz tego, co stało się tego dnia.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Polska była proizraelska, teraz głosuje w ONZ za Palestyną
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Czy sprawa sędziego Tomasza Szmydta najbardziej zaszkodzi Trzeciej Drodze i Lewicy?
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Czy rekonstrukcja rządu da nowe polityczne paliwo Donaldowi Tuskowi
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści