Marek Migalski: Mózg idzie na wybory

Polityk odwołujący się do danych i liczb zawsze przegra z tym, który będzie skupiał się na emocjach.

Publikacja: 08.02.2023 03:00

Partie, które nie zaproponują rozwiązania np. problemu migracji, mają małe szanse w wyborach. Na zdj

Partie, które nie zaproponują rozwiązania np. problemu migracji, mają małe szanse w wyborach. Na zdjęciu: imigranci na polsko-białoruskiej granicy w okolicach Kuźnicy, listopad 2021 r.

Foto: Leonid SHCHEGLOV / AFP

Mózg nie służy do myślenia. Jak wszystkie inne organy ciała (płuca, wątroba, żołądek) ma za zadanie podtrzymanie naszego życia. Ewoluował po to, by jak najlepiej służyć przekazaniu genotypu swego gospodarza. Przez miliony lat naszej przedczłowieczej historii oraz przez 3 miliony ewolucji rodzaju ludzkiego skutecznie radził sobie z tym zadaniem. Także przez około 300 tysięcy lat ewolucji homo sapiens. Tyle tylko, że wszystko to działo się na afrykańskiej sawannie i nasz mózg nadal tam hasa, podczas gdy dziś musi podejmować decyzje zupełnie innego rodzaju niż te, które towarzyszyły mu podczas zabijania antylopy, ukrywania się przed słoniami czy rywalizowania z hienami o dostęp do padliny.

Bez uwzględnienia owego prostego faktu trudno w obecnych czasach wygrywać wybory. Bo wiedza o tym, jak działa nasz najcenniejszy organ, może zdecydować o tym, czy sprawuje się władzę, czy też się ją traci. Poniżej prezentuję kilka podstawowych wniosków, które każdy sztab wyborczy powinien wziąć sobie do serca.

1

Najważniejszymi kwestiami są zawsze te, które wiążą się z bezpieczeństwem. Bo ten paradygmat był zawsze kluczowy do przeżycia – dlatego nasz mózg jest bardziej nastawiony na wychwytywanie informacji mogących ustrzec go przed śmiercią organizmu, którego jest częścią. Kiedyś oznaczało to reakcję na ruch, zapachy, kolory mogące wskazywać zagrożenia, a dzisiaj wszystkie te tematy, które wiążą się z bezpieczeństwem zewnętrznym i wewnętrznym. To dlatego takie kwestie, jak stan opieki zdrowotnej czy bezrobocie zawsze były ważnymi tematami dla wyborców, a dzisiaj dochodzą do tego inne – fale migracji, wojna na granicy, wzrost przestępczości. Mówiąc wprost – partie, które nie obsłużą tych emocji, przegrają.

Czytaj więcej

Maciej Strzembosz: Szok systemowy

2

No właśnie – emocje. To druga wskazówka dla sztabowców. Przez miliony lat były one ewolucyjnie opłacalne i dlatego są dla nas ważniejsze niż fakty. Większość naszych decyzji (od wyboru partnera życiowego, przez decyzję o miejscu urlopu, aż po „dylemat”, który keczup kupić) podejmujemy, kierując się emocjami, a nie twardą analizą danych (kto z nas próbował wszystkich keczupów dostępnych na rynku, aż ostatecznie pozostał wierny najlepszemu?). Polityk odwołujący się do danych i liczb zawsze przegra z tym, który odwoła się do emocji.

3

Najważniejsze są emocje negatywne. One są przez nasze mózgi kodowane jako najistotniejsze z punktu widzenia przeżycia organizmu. Można było w przeszłości zignorować piękny owoc wiszący wysoko na drzewie, ale niezauważenie zaczajonego w trawie lamparta mogło skończyć się tragicznie. Oto powód, dla którego także i dziś jesteśmy bardziej wyczuleni na zagrożenia niż na szanse i lubimy słuchać o złych rzeczach (inaczej serwisy informacyjne byłyby pełne dobrych newsów). Partie straszące uchodźcami, pasożytami, wojną, zniszczeniem wartości, klęską, bezrobociem, wyrzuceniem z UE lub hiperinflacją są uważniej słuchane niż te, które odwołują się do pozytywnych emocji. Straszenie ma kolosalną przyszłość (bo ma długą przeszłość).

4

Ludzie odczuwają większy strach przed utratą tego, co mają, niż radość wobec tego, co mogą zyskać. Serie eksperymentów Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego potwierdziły prawdę, którą Polacy znają jako przysłowie o tym, że lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu.

Czytaj więcej

Bartosz Rydliński: Pakt senacki czy pakt o nieagresji?

5

Nasza pamięć operacyjna to „siedem – plus minus dwa”. Oznacza to, że przeciętnie pamiętamy około siedmiu elementów (to dlatego tak trudno zapamiętać nam numery telefonów mających po więcej niż dziewięć cyfr). Zatem tworzenie wielkich programów partyjnych nie ma sensu – wyborcy i tak ich nie zapamiętają. Ważnych jest kilka (najlepiej nie więcej niż pięć) haseł, a sążniste programy lepiej wysłać zapracowanym politologom, by mieli z czego pisać artykuły do wysoko punktowanych czasopism. Przeciętny wyborca ich nie potrzebuje – chciałby jednak usłyszeć dosłownie kilka haseł: „500+”, obniżenie wieku emerytalnego, czterodniowy tydzień pracy, darmowe bilety, aborcja na życzenie, akwarium w każdym domu.

6

Jeśli już jesteśmy przy cyfrach i liczbach: matematyka ma kilka tysięcy lat, podczas gdy historia naszego mózgu to miliony lat. Dlatego jest ona dla nas czymś obcym, czymś, czego musimy się intensywnie (i nie zawsze z dobrym skutkiem) uczyć. Dlatego posługiwanie się liczbami najczęściej nie potrafi nas przekonać do zmiany poglądów. Ludzie w zasadzie nie rozróżniają milionów i miliardów, dlatego zdanie, iż „Polska w wyniku działań PiS straciła 300 milionów euro” jest taką samą abstrakcją dla większości z nas, jak zdanie o tym, że straciła 37 miliardów złotych.

Tak nie można komunikować się z elektoratem. On rozumie konkret – 100 szpitali, 1000 żłobków, budowa autostrady ze Szczecina do Warszawy. Im wyższa cytowana kwota, tym mniejsze znaczenie dla wyborców – oto paradoks naszego myślenia. Elektorat oburzy się zatrudnieniem kochanki prezesa państwowego banku za 50 tysięcy miesięcznie, a pozostanie obojętny na informację o utracie przez ów bank 5 miliardów euro. To pierwsze jest zrozumiałym konkretem, to drugie abstrakcją.

7

Banałem jest już stwierdzenie, iż polityka uległa personalizacji, ale mało kto wyciąga z tego odpowiednie wnioski. Noworodek z całego chaosu pikseli dopływających do jego oczu najszybciej rozpoznaje twarze, szczególnie twarz matki. I reaguje na nią. To ewolucyjnie opłacalne – chroniło przed… dzieciobójstwem.

W interesie sztabowców jest stworzenie silnych więzi emocjonalnych pomiędzy wyborcami a partiami, na rzecz których pracują

Do dziś pozostała nam predylekcja do dostrzegania kształtów nawet tam, gdzie ich nie ma: nosi ona nazwę paraidolii. Kiedyś chroniła przed ukrytym w krzakach lwem (co miało sens), a dziś pozwala dostrzegać kształt twarzy Chrystusa w zacieku na szybie lub szatana w dymie unoszącym się po ataku na wieże WTC (co sensu raczej nie ma).

Z całego świata najciekawsi są dla nas inni ludzie, zwłaszcza ich twarze. Przez całą naszą historię byli dla nas najważniejsi, bo od nich zależało nasze przetrwanie – trudno się zatem dziwić, że i obecnie są dla nas najistotniejsi. Ufamy lub nie ufamy, lubimy lub nie lubimy – ale właśnie ludzi, a nie partie czy ich programy. PiS w 2015 roku wygrało dzięki kilku hasłom (z 500+ na czele), straszeniu uchodźcami oraz twarzom Andrzeja Dudy i Beaty Szydło (a ukryciu twarzy Antoniego Macierewicza i samego Jarosława Kaczyńskiego).

8

Jesteśmy „grupolubni”, jak określił to Jonathan Haidt. Lubimy być w grupach, bo pozostawanie ich częścią przez miliony lat zwiększało nasze szanse na przeżycie. Wszyscy jesteśmy potomkami tych osobników, które potrafiły odnaleźć się w stadach i plemionach oraz (dodatkowo) znaleźć partnera seksualnego do rozmnożenia się (gratulacje!). Ci, którzy byli aspołeczni, wymarli. Dlatego właśnie mamy „naturalną” skłonność do odnajdywania się w grupach i służenia im. To mogą być rodziny, kręgi przyjacielskie, ale także kluby piłkarskie, stowarzyszenia, a wreszcie narody, religie, ideologie (czyli mempleksy).

Jaki wypływa z tego wniosek dla sztabowców poszczególnych partii? Otóż taki, że w ich interesie jest stworzenie silnych więzi emocjonalnych pomiędzy wyborcami a partiami, na rzecz których pracują. Po ich zadzierzgnięciu nic już nie skłoni tak pozyskanego elektoratu do zagłosowania na inne ugrupowanie. Bo czyż można „zdradzić swoich” i pójść do „innych”?

***

To zaledwie kilka wskazań wynikających z neuronauk, które powinny być wzięte pod uwagę w nadchodzącej kampanii. Na Zachodzie prawdy te znane są od lat, a w Polsce jakby nie chciano pogodzić się z wynikami „rewolucji kognitywnej”, jak zwykło się określać to, co stało się w neuronaukach w ciągu ostatnich trzech, czterech dekad. W swoich książkach („Nieludzki ustrój. Jak nauki biologiczne tłumaczą kryzys liberalnej demokracji oraz wskazują sposoby jej obrony” i „Homo Politicus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry”, współautor prof. M. Kaczmarzyk) próbuję przenosić tę wiedzę na polski grunt, ale idzie to, by pozostać przy owym gruncie, jak orka na ugorze. Ale może najbliższa kampania będzie przełomowa i polittechnolodzy wreszcie zrozumieją, że nie wzięliśmy się znikąd oraz że nasz mózg jest biologicznym organem, który ma swoją ewolucyjną historię. I że tylko uwzględniając ten fakt, można na niego skutecznie oddziaływać.

O autorze

Marek Migalski

Autor jest politologiem, profesorem Uniwersytetu Śląskiego, byłym eurodeputowanym wybranym z list PiS

Mózg nie służy do myślenia. Jak wszystkie inne organy ciała (płuca, wątroba, żołądek) ma za zadanie podtrzymanie naszego życia. Ewoluował po to, by jak najlepiej służyć przekazaniu genotypu swego gospodarza. Przez miliony lat naszej przedczłowieczej historii oraz przez 3 miliony ewolucji rodzaju ludzkiego skutecznie radził sobie z tym zadaniem. Także przez około 300 tysięcy lat ewolucji homo sapiens. Tyle tylko, że wszystko to działo się na afrykańskiej sawannie i nasz mózg nadal tam hasa, podczas gdy dziś musi podejmować decyzje zupełnie innego rodzaju niż te, które towarzyszyły mu podczas zabijania antylopy, ukrywania się przed słoniami czy rywalizowania z hienami o dostęp do padliny.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Publicystyka
Janusz Lewandowski: Mój własny bilans 20-lecia
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił