Marek Migalski: Anty-PiS we własnej pułapce

Czy Kaczyński aż do wyborów będzie dziękować Tuskowi w TVP za ten ładny gest?

Publikacja: 18.01.2023 03:00

Donald Tusk (na zdjęciu) tłumaczył, że nie chce wpaść w pułapkę zastawioną przez PiS

Donald Tusk (na zdjęciu) tłumaczył, że nie chce wpaść w pułapkę zastawioną przez PiS

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Żeby stwierdzić, kto wygrał zeszłotygodniową batalię o nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, wystarczyło uważnie przyglądać się twarzom polityków opozycji i koalicji w weekendowych programach publicystycznych. Przedstawiciele tej pierwszej byli strapieni, poirytowani i smutni, a reprezentanci tej drugiej tryskali dobrym humorem.

By jednak uniknąć analizy politologicznej godnej uznania co najwyżej w oczach Cesare Lombroso, warto przyjrzeć się tej rozgrywce nieco bardziej wnikliwie – choć wynik będzie podobny. Bo trudno nie uznać, że powody do zadowolenia mają Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro, a liderzy opozycji mogą jedynie uznać swoją porażkę.

Interes opozycji

Zacznijmy od stwierdzenia banalnego i oczywistego, na które jednak nikt z polityków „anty-PiS” zdobyć się nie może (co zresztą oczywiste), a mianowicie, że w interesie opozycji jest to, by środki unijne do Polski nie trafiły aż do wyborów. Jakkolwiek brutalnie i cynicznie to brzmi, taka właśnie jest prawda. Bo co oznaczałoby odblokowanie KPO oraz innych transz europejskich funduszy? Otóż to, że PiS radzi sobie w relacjach z Unią, jest zdolne do pozyskiwania należnych nam środków, a nawet, że w kraju panuje praworządność!

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Jak Zbigniew Ziobro oszukał system

Bo jeśli wypłata unijnych pieniędzy powiązana jest z zasadą praworządności, a owe środki do nas napływają, oznaczać to musi, iż Bruksela oceniła, że w Polsce wszystko jest OK.

Taki obraz byłby dewastujący dla narracji opozycji i budujący dla PiS. Okazałoby się bowiem, że Zjednoczona Prawica nie dość, że potrafi ostro grać z UE (i wygrywać), to jeszcze wcale nie łamie zasad państwa prawa, co swoimi decyzjami potwierdza Bruksela. Powstaje zatem pytanie: po co zmieniać tak dobry rząd?! Co więcej, rozsypałaby się idealna dla opozycji narracja, że głosowanie na nią gwarantuje napływ do naszego kraju unijnych środków, zaś trwanie u władzy PiS owe środki na trwale blokuje. Zamiast więc fantastycznej i skutecznej (bo odwołującej się nie tylko do wartości, ale także do interesów) kampanii wyborczej w wykonaniu Donalda Tuska i jego sojuszników, mielibyśmy do czynienia z propagandą obozu rządzącego opartą na chwaleniu się swymi sukcesami we wszelkich wymiarach.

Czytaj więcej

Senator Wojciech Konieczny: Opozycja po raz kolejny wykazała się brakiem konsolidacji

Trudno się zatem dziwić minorowym nastrojom w obozie opozycji. Swoją decyzję wstrzymania się od głosu tłumaczą tym, że nie chcieli wpaść w pułapkę zastawioną na nich przez PiS, która polegała na tym, iż gdyby nie poparli nowelizacji niekonstytucyjnej ustawy, obóz rządzący oraz jej propagandowe tuby aż do dnia wyborów oskarżaliby ich o zdradę oraz blokowanie KPO. Przyznam, że zupełnie nie rozumiem logiki tego wywodu. Bo czy teraz TVP i inne rządowe media zrezygnują z atakowania opozycji? Czy będą chwalić jej propaństwową postawę? Czy Kaczyński aż do wyborów będzie dziękować Tuskowi za ten ładny gest?

Szczujnie bez wpływu

Kierowanie się strachem przed tym, co pokażą rządowi propagandziści lub co powiedzą politycy PiS, jest najkrótszą drogą do klęski. To tak, jakby prezydent USA Joe Biden martwił się, co też o nim powiedzą w Fox News. Dziwię się, że liderzy opozycji nie pojęli, iż żyjemy w czasach baniek informacyjnych, „echo-chambers”, mediów społecznościowych rządzonych algorytmami GAFA, a na ich wyborców prorządowe szczujnie nie mają żadnego wpływu.

Ów wpływ jednak mają zachowania polityków opozycji. I tu jest problem najpoważniejszy, bo duża część elektoratu, zwłaszcza PO, poczuła się zdradzona i głośno wyrażała swoje niezadowolenie z faktu poparcia przez posłów swojej partii niekonstytucyjnej ustawy, której celem jest de facto pomoc obozowi rządowemu. I tu cały na biało wkroczył na scenę Szymon Hołownia, który – jak się zdaje – trafniej wyczuł nastroje wyborców „antypisu”. Nie umknęło to uwadze innych jego liderów, co prawdopodobnie zmroziło wzajemne relacje i być może na trwałe zniszczyło plany tworzenia bloku wyborczego złożonego z KO, PSL i PL2050.

Gdyby tak się stało, obóz rządzący mógłby ogłosić pełny sukces – nie dość, że rękami posłów opozycji zbliżył się do unijnych środków, co zwiększa jego szanse na zachowanie władzy, nie dość, że tym samym zachował jedność ZP, bo Zbigniew Ziobro mógł odegrać swoją rolę niezłomnego antyunity, a jednocześnie pozostać w rządzie błagającym o europejskie środki, to jeszcze popsuł atmosferę przy tworzeniu najbardziej groźnego dla siebie bloku wyborczego opozycji.

Jedynym, co ukazywałoby strategię Tuska i kolegów nie tylko jako racjonalną, ale nawet genialną, to pewność lidera PO, że ostatecznie KPO i tak do nas nie napłynie, bo jego wypłata zostanie zablokowana przez Brukselę na późniejszym etapie (z powodu lub pod pretekstem niewypełniania innych kamieni milowych). Tak, wówczas to, co do tej pory krytykowałem, byłoby fantastyczną rozgrywką opozycji, bowiem ukazałoby ją w oczach Polaków jako chętną do odblokowania unijnych funduszy, zaś PiS jako nieudacznika, który mimo to nie potrafi pozyskać należnych nam środków. Ale czy tak jest, czy istnieje „gorąca linia” między liderem PO a szefową Komisji – tego nie wiemy i wiedzieć nie będziemy.

Od prawie roku powtarzam, że wszystko wskazuje na to, iż jesienią nastąpi alternacja władzy, ale muszę przyznać, że wydarzenia zeszłego tygodnia nieco naruszyły tę moją pewność. Jeszcze kilka takich „zwycięstw” obecnej opozycji, a pozostanie ona w tej samej roli po najbliższej elekcji parlamentarnej. To prawda, że nie wpadła ona w pułapkę zastawioną na nią przez PiS, ale znalazła się w pułapce skonstruowanej przez siebie.

A wystarczyło uzależnić poparcie dla ustawy od dymisji ministra sprawiedliwości, którego działania w dużej mierze odpowiadają za obecne problemy Polski – wówczas problem miałby Kaczyński i to on znalazłby się w tarapatach, bowiem zgoda na szantaż opozycji oznaczałaby rozpad koalicji, a sprzeciw obciążyłby rząd za brak KPO. Jeśli miałbym coś doradzać liderom opozycji, to właśnie takie żądanie przed głosowaniem w Senacie. Jeśli zostałoby zlekceważone, senacka większość powinna odrzucić ustawę w całości, co zmusiłoby ziobrystów w Sejmie do poparcia niechcianej przez siebie nowelizacji. W przypadku braku głosowania za, ustawa przepadłaby, koalicja zatrzęsłaby się w posadach, a wina za brak unijnych środków spadłaby na ZP.

W polityce lepiej szantażować, niż być szantażowanym.

Marek Migalski

Autor jest politologiem, profesorem UŚ

Żeby stwierdzić, kto wygrał zeszłotygodniową batalię o nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, wystarczyło uważnie przyglądać się twarzom polityków opozycji i koalicji w weekendowych programach publicystycznych. Przedstawiciele tej pierwszej byli strapieni, poirytowani i smutni, a reprezentanci tej drugiej tryskali dobrym humorem.

By jednak uniknąć analizy politologicznej godnej uznania co najwyżej w oczach Cesare Lombroso, warto przyjrzeć się tej rozgrywce nieco bardziej wnikliwie – choć wynik będzie podobny. Bo trudno nie uznać, że powody do zadowolenia mają Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro, a liderzy opozycji mogą jedynie uznać swoją porażkę.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił