Sławomir Sowiński: Wybory bez debiutantów?

Nadchodząca kampania wyborcza będzie twardą walką obozu władzy z partiami opozycji – twierdzi politolog.

Publikacja: 09.11.2022 03:00

Paweł Kukiz sporo w polityce namieszał, ale w wyborach w 2023 r. raczej beniaminków nie będzie

Paweł Kukiz sporo w polityce namieszał, ale w wyborach w 2023 r. raczej beniaminków nie będzie

Foto: PAP/Leszek Szymański

Do parlamentarnej elekcji został okrągły polityczny rok i wiele zapewne jeszcze się w nim wydarzy. W tym sensie nader ostrożnie traktować wypada dzisiejsze sondaże czy diagnozy dotyczące wyborczych szans poszczególnych partii. To jednak, co w tym wyścigu o władzę rozstrzyga się już teraz, to sam skład wyborczego peletonu. Ostatnie tygodnie roku to bodaj ostatni moment, by objawił się ewentualnie jakiś, istotny dla całego wyborczego festiwalu, debiutant. A jak pokazał choćby przykłady Nowoczesnej i Kukiz’15 z roku 2015, pojawienie się na wyborczej scenie zupełnie nowych aktorów może przesądzić o losach toczonych na niej politycznych batalii. O czym dość boleśnie przekonali się wówczas Bronisław Komorowski i PO.

Długa tradycja demokratycznej rebelii

Wkraczanie z przytupem na spolaryzowaną scenę polityczną partii lub polityków pod sztandarem zasadniczej zmiany, a czasem wręcz systemowej rebelii, to właściwie stała figura naszej współczesnej politycznej gry. Jej początków upatrywać można w pamiętnej kampanii Stana Tymyńskiego z roku 1990. A potem były przecież i Samoobrona, i Ruch Palikota, czy w wersjach bardziej salonowych Nowoczesna, Wiosna, Razem, Kukiz’15, a dziś, do pewnego stopnia także, Konfederacja i Polska2050. Podobny antysystemowy ton da się zresztą odczytać także w politycznej genezie i PiS, i PO, które powstawały w kontrze do rzeczywistości politycznej III RP.

Czytaj więcej

Michał Kolanko: Opozycja skazana na rywalizację

I choć tak różnych politycznych prób niepodobna stawiać obok siebie, to zarazem nie sposób nie dostrzec wyraźnych wspólnych cech, łączących przynajmniej te najbardziej wyraziste z nich. Ocierające się o populizm proste recepty, obietnica oddania państwa w ręce zwykłych ludzi ponad głowami rozpolitykowanych elit czy przekonanie, że możliwa jest inna, uwolniona od partyjnych gier polityka – to bodaj główne elementy tego wspólnego mianownika.

Co więcej, choć z bardzo różnych ideowych stron, projekty takie odwoływały się na ogół do dość podobnych grup wyborców. Po pierwsze, do tych, którzy akceptując koszty i reguły partyjnej gry, nie czuli się na różnych etapach polskiej demokracji dostatecznie reprezentowani. Po drugie do tych, którzy partyjnych podchodów nie akceptują, wyglądając ciągle innej, nowej polityki. Po trzecie wreszcie i do tych, którzy od polityki trzymają się raczej z daleka, choć od czasu do czasu zaintrygować ich może charyzma nowo objawiającego się politycznego aktora.

Dostrzeżmy też, że choć znaczna część tych projektów nie przetrwała trudnej próby politycznego czasu, to w swoim czasie dość mocno krzyżowały one polityczne plany największym politycznym graczom.

Mało miejsca na debiuty

Czy zatem ten fragment wyborczej gry powtórzy się i dziś, a wyborcy, na polityczną Gwiazdkę 2022 otrzymają jeszcze jedną polityczną ofertę?

Czytaj więcej

Sondaż: Dystans między PiS a KO znów się zmniejszył. Opozycja blisko większości potrzebnej do odrzucania weta

Teoretycznie warunki do tego są. Jest wszak spora grupa wyborców niezdecydowanych, wyglądających tej wersji „dobrej zmiany”, którą PiS obiecał Polakom w roku 2015. Nie brak też ciągle wyborców znużonych podziałem na PiS i PO oraz całym sztafażem partyjnych rozgrywek między nimi i szukających innej, nowej polityki. Nie brakuje wreszcie chyba potencjalnych pretendentów. Do roli, o której tu mówimy, chętnie aspirowałaby zapewne i Agrounia, i różni politycy do niedawna związani z obozem władzy, i inni pretendenci wołający z różnych stron polityczne „mamy dość”.

W praktyce jednak szanse na to, że pojawi się na naszej scenie politycznej jakiś beniaminek, który w roku 2023 odegra rolę, jaką w roku 2015 odegrały Nowoczesna i Kukiz’15, z każdym tygodniem są coraz mniejsze. Po pierwsze bowiem, trudna sytuacja geopolityczna i gospodarcza Polski generalnie promuje dziś raczej polityczny staż i doświadczenie oraz polityków obiecujących stabilność i bezpieczeństwo, mniej zaś polityczne debiuty czy oferty zasadniczej zmiany. Po drugie, jeśli nawet – mimo geopolitycznej zawieruchy – nie brak wyborców oczekujących nowej polityki i zasadniczej przebudowy polaryzującej się sceny politycznej, to już teraz zdecydowanie mają oni na kogo głosować. Od Konfederacji, przez Koalicję Polską i PL2050, po partię Razem. Po trzecie wreszcie, niewiele wskazuje dziś na rychłe załamanie czy zasadnicze personalne zmiany w PiS i PO, które mogłyby torować drogę nowym politycznym projektom. Tak jak gdy w roku 2001 zapaść AWS tworzyła miejsce dla PO i PiS, czy jak w roku 2015, gdy odejście z PO Donalda Tuska otwierało przestrzeń dla Nowoczesnej i Kukiz’15.

Szturm na okopy nieświętego duopolu

Ostrożnie możemy zatem założyć, że i Jarosław Kaczyński, i Donald Tusk nie muszą się dziś chyba obawiać, iż plany pokrzyżują im polityczne debiuty, na miarę mocnego politycznego entrée Ryszarda Petru czy Pawła Kukiza sprzed siedmiu lat.

Całkiem jednak spokojnie dwaj główni beneficjenci politycznego bimonium spać nie mogą. Już wyniki wyborów z roku 2019, a więc: powrót do Sejmu Lewicy, sukces Konfederacji i dobry wynik PSL-u, pokazały, że pomimo narastającej polaryzacji między PiS i PO nie tylko w młodym pokoleniu, jest spora grupa wyborców, którzy chcieliby uwolnienia polskiej polityki z okowów i okopów nieświętego duopolu. Tezę taką wzmacnia jeszcze pojawienie się i okrzepnięcie projektu Szymona Hołowni, który obietnicę taką podnosi bodaj najwyżej.

Czytaj więcej

Tusk zapowiedział zbiórkę podpisów pod projektem ws. finansowania in vitro

Wiele wskazuje więc na to, że – niezależnie od skali politycznych debiutów – nadchodząca kampania wyborcza będzie nie tylko twardą walką obozu władzy z partiami opozycji, ale także, idącą jej w poprzek, rywalizacją starego, promującego PiS i PO bipolarnego świata politycznego z roku 2005, z tym nowym, którego wszystkich beneficjentów ani pełnego kształtu jeszcze nie znamy. Światem, który lepiej niż ten obecny odda współczesne polskie wyzwania i dylematy.

O znaczeniu tej właśnie rywalizacji już dziś świadczą, i polityka PiS, które robi dziś wiele, aby skrętem w prawo ograniczać przestrzeń dla Konfederacji, i determinacja PO w promowaniu frontu jedności anty-PiS. Pod własnym rzecz jasna patronatem.

O autorze
Sławomir Sowiński

Autor jest politologiem, dr. hab. w Instytucie Nauk o Polityce i Administracji UKSW

Do parlamentarnej elekcji został okrągły polityczny rok i wiele zapewne jeszcze się w nim wydarzy. W tym sensie nader ostrożnie traktować wypada dzisiejsze sondaże czy diagnozy dotyczące wyborczych szans poszczególnych partii. To jednak, co w tym wyścigu o władzę rozstrzyga się już teraz, to sam skład wyborczego peletonu. Ostatnie tygodnie roku to bodaj ostatni moment, by objawił się ewentualnie jakiś, istotny dla całego wyborczego festiwalu, debiutant. A jak pokazał choćby przykłady Nowoczesnej i Kukiz’15 z roku 2015, pojawienie się na wyborczej scenie zupełnie nowych aktorów może przesądzić o losach toczonych na niej politycznych batalii. O czym dość boleśnie przekonali się wówczas Bronisław Komorowski i PO.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł