Reklama
Rozwiń
Reklama

Kto kogo szantażuje w sprawie Piesiewicza

Publikując kompromitujące senatora zdjęcia, „Super Express” nie dopuścił się szantażu. Marszałek Borusewicz nie ma racji, twierdząc, że pismo zrealizowało w ten sposób zamierzenia szantażystek

Publikacja: 18.12.2009 03:09

– „Super Express” przekroczył wszelkie granice i mógł współuczestniczyć w szantażu, pytanie, czy zapłacił za ten materiał. Tabloid ma prawo opisywać i mówić, ale nie powinien realizować zamierzeń szantażystów – powiedział wczoraj w Radiu Zet marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Marszałek zdaje się nie mówić kategorycznie o szantażu ze strony gazety, ale jego zarzut przypomina klasyczny przykład obrażania w rodzaju pytania: „Czy to prawda, że bije pan żonę?”.

Marszałek nie rozróżnia zupełnie odmiennych ról, jakie w tej sprawie (interesującej ze względu na osobę senatora) odgrywają prawdziwi szantażyści (zostawmy ich prokuraturze) oraz „Super Express”. Szantaż to bezprawna próba zmuszenia osoby do jakiegoś żądanego działania, najczęściej zapłaty pieniędzy, pod groźbą zastosowania przemocy lub ujawnienia choćby częściowo prawdziwych informacji, które szantażowany chciałby zachować w tajemnicy. Mogą to być np. niewygodne fakty na temat pozamałżeńskiego romansu.

W kodeksie karnym szantaż nie jest wprost wskazany. Ale większość jego przypadków obejmuje art. 191, który stanowi, że stosującemu przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania grozi do trzech lat więzienia.

Kluczowe są tu dwie rzeczy: groźba i zmuszenie. O ile przy wymuszaniu pieniędzy za zachowanie w tajemnicy kompromitujących zdjęć są oba te elementy – a więc jest szantaż, o tyle nie ma ich w działaniu „SE”. Gazeta niczego od polityka nie żądała i nie obiecywała mu „zapłaty” w rodzaju ukrycia zdjęć w sejfie. Przeciwnie: ujawniając je, przecięła możliwość dalszego szantażowania senatora.

Reklama
Reklama

Inną kwestią jest to, czy „SE” musiał aż tyle pokazać w swoich publikacjach. Ale tu w rachubę wchodzi ewentualnie naruszenie dóbr osobistych senatora i nie ma to nic wspólnego z szantażem.

A skoro tyle mówimy o szantażu, to prędzej taki element zawiera wypowiedź marszałka, który zdaje się sugerować: uważajcie, o czym piszecie, bo możemy was postawić w jednym szeregu z szantażystami.

– „Super Express” przekroczył wszelkie granice i mógł współuczestniczyć w szantażu, pytanie, czy zapłacił za ten materiał. Tabloid ma prawo opisywać i mówić, ale nie powinien realizować zamierzeń szantażystów – powiedział wczoraj w Radiu Zet marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Marszałek zdaje się nie mówić kategorycznie o szantażu ze strony gazety, ale jego zarzut przypomina klasyczny przykład obrażania w rodzaju pytania: „Czy to prawda, że bije pan żonę?”.

Reklama
Publicystyka
Adam Czarnota, Maciej Kisilowski: Nowelizując konstytucję, nie zamieńmy siekierki na kijek
felietony
Jerzy Surdykowski: Bez optymizmu patrzę na szanse Donalda Tuska
Publicystyka
Roman Kuźniar: Jak zatrzymać dziwną wojnę w Ukrainie
Publicystyka
Estera Flieger: Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka trzeba dziś bronić przed demokratami
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Publicystyka
Władimir Ponomariow: Rosja już w znacznym stopniu przestawiła gospodarkę na tory wojskowe, a NATO nie
Opinie Ekonomiczne
USA kontra Chiny: półprzewodniki jako pole bitwy?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama