Prestiż czy spokój?

Mińsk boi się, że legalizacja Związku Polaków będzie jego prestiżową porażką

Publikacja: 21.12.2009 19:47

Prestiż czy spokój?

Foto: ROL

Na początku 2010 roku przyjedzie zapewne do Polski szef białoruskiego MSZ Siarhiej Martynau. To pierwsza tak ważna wizyta przedstawiciela Mińska w Warszawie od paru lat. Głównym problemem w polsko-białoruskich stosunkach jest sprawa Związku Polaków na Białorusi – i on też będzie zapewne głównym tematem rozmów. Nie należy się jednak spodziewać przełomu.

Od ponad pięciu lat na Białorusi funkcjonują w zasadzie dwie polskie organizacje. Jedna – kierowana przez demokratycznie wybraną Andżelikę Borys – uznawana jest przez Warszawę, cieszy się poparciem polskich środowisk i działa mimo skrajnie trudnych warunków. Mińsk jej nie uznaje, a działacze są poddawani rozmaitym represjom. Jest i „rządowy” związek, od niedawna z namaszczonym przez władze Stanisławem Siemaszką na czele, ściśle kontrolowany przez administrację. Jest to struktura właściwie martwa, z pozorowaną aktywnością – nieuznawana z kolei przez Polskę.

Warszawa zabiega o umożliwienie normalnego funkcjo- nowania ZPB kierowanemu przez panią Borys. Mińsk może i mógłby się na to zgodzić, ale z punktu widzenia urzędników prezydenta Aleksandra Łukaszenki – a pewno i samego szefa białoruskiego państwa – byłoby to ogromne ustępstwo. Zarówno wobec Polski, jak i Andżeliki Borys oraz jej zwolenników. Chodzi bowiem o pewien precedens: ludzie odsądzani dotąd publicznie (na przykład w rządowej telewizji czy gazetach) od czci i wiary uzyskaliby prawo do działania.

Tyle że w rzeczywistości na uznaniu pani Borys Mińsk przede wszystkim by zyskał. Po pierwsze radykalną poprawę stosunków z Polską i po drugie – a może najważniejsze – spokój.

Sytuacja wokół polskiej organizacji wymusza bowiem na białoruskich władzach zaangażowanie sporych sił i środków. Działacze związani z panią Borys są ciągle obserwowani i systematycznie nękani. Związkiem zajmują się stale władze państwowe różnych szczebli, milicja, prokuratura i KGB. Wszystko to – bez żadnego, widocznego skutku. Białoruskich Polaków nie udało się zniechęcić do Andżeliki Borys, a jej i jej współpracowników nie udało się zniechęcić do prowadzenia działalności.

Z kolei wrześniowy zjazd „rządowego” ZPB okazał się całkowitym niewypałem. Nie udało się pozyskać dla tej struktury żadnego znaczącego polskiego działacza czy choćby niezaangażowanego dotąd w jakąkolwiek działalność ważnego przedstawiciela polskiej mniejszości. Szefem został Siemaszko, grodzieński przedsiębiorca, który nawet nie wysilił się na tyle, by się nauczyć języka polskiego (i przedtem nigdy się swoją polskością nie chwalił). Część delegatów na zjazd też zresztą niespecjalnie rozumiała polski. Zjazd był co najwyżej propagandowym spektaklem na użytek wewnątrz białoruski. I to pomimo wielomiesięcznej, ciężkiej pracy administracji prezydenta i wydziałów ideologii różnych szczebli, które wskazywały, kto zostanie delegatem i kto trafi do władz tej organizacji.

Jednak, jak dowiaduje się „Rzeczpospolita” z kręgów zbliżonych do polskiego MSZ, jak na razie sprawy prestiżowe wydają się dla ludzi Łukaszenki o wiele ważniejsze niż aspekt praktyczny. A białoruskie władze wysyłają pod adresem Warszawy sprzeczne sygnały.

Z jednej strony ZPB Andżeliki Borys jakoś funkcjonuje. Choć formalnie nielegalny, to jednak faktycznie jest tolerowany przez rząd. Z drugiej jednak poszczególni jego działacze, głównie „w terenie”, wciąż są prześladowani, zatrzymywani przez milicję, wzywani przez prokuraturę.

Wydawało się też, że Mińsk pogodził się z wydawaniem przez polskie konsulaty Karty Polaka. Sam prezydent Łukaszenko mówił, że Karty nie należy się obawiać. Tymczasem kilka dni temu, zupełnie niespodziewanie, Karta Polaka stała się celem ataku parlamentarzystów i ministra sprawiedliwości.

Tym trudniejsze będą rozmowy ministrów. Zresztą tak ważna dla władz białoruskich sprawa jak przyszłość Związku Polaków z pewnością nie będzie rozstrzygnięta na szczeblu ministerialnym. Tu decyzję musi podjąć sam Łukaszenko. Pytanie tylko, co on tak naprawdę wie o konflikcie wokół ZPB. I o białoruskich Polakach.

Na początku 2010 roku przyjedzie zapewne do Polski szef białoruskiego MSZ Siarhiej Martynau. To pierwsza tak ważna wizyta przedstawiciela Mińska w Warszawie od paru lat. Głównym problemem w polsko-białoruskich stosunkach jest sprawa Związku Polaków na Białorusi – i on też będzie zapewne głównym tematem rozmów. Nie należy się jednak spodziewać przełomu.

Od ponad pięciu lat na Białorusi funkcjonują w zasadzie dwie polskie organizacje. Jedna – kierowana przez demokratycznie wybraną Andżelikę Borys – uznawana jest przez Warszawę, cieszy się poparciem polskich środowisk i działa mimo skrajnie trudnych warunków. Mińsk jej nie uznaje, a działacze są poddawani rozmaitym represjom. Jest i „rządowy” związek, od niedawna z namaszczonym przez władze Stanisławem Siemaszką na czele, ściśle kontrolowany przez administrację. Jest to struktura właściwie martwa, z pozorowaną aktywnością – nieuznawana z kolei przez Polskę.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości