Jaki projekt Tuska dla Europy

Wystarczyło kilkanaście stopni mrozu, aby postsocjalistyczne kolosy – Poczta Polska, PKP – przestały normalnie działać – pisze politolog

Publikacja: 09.02.2010 23:43

Bartosz JaŁowiecki

Bartosz JaŁowiecki

Foto: Fotorzepa, Michał Sadowski MS Michał Sadowski

Red

Rezygnując z walki o prezydenturę, Donald Tusk oznajmił, że chce uczestniczyć w batalii, której celem jest cywilizacyjny postęp Polski. Premier zadeklarował, że zamierza pozostać na stanowisku szefa rządu, by dokończyć dzieła reform i walnie się przyczynić do budowy sprawnego i przyjaznego obywatelom państwa.

[srodtytul]Obietnic co niemiara[/srodtytul]

Od początku bieżącej dekady obietnic dokonania wielkich reform było co niemiara. Jednak ostatnie znaczące reformy zostały wprowadzone za rządów koalicji AWS – UW. Część z nich się udała, jak reforma samorządowa. Część wymagała uzupełniania i doskonalenia, jak reforma systemu emerytalnego i reforma szkolnictwa. A część, jak reforma zdrowia, nie miała szans się powieść, gdyż została skutecznie rozmontowana przez kolejny rząd, SLD – PSL, i eseldowski tandem Miller – Łapiński.

Przygotowane przez gabinet Jerzego Buzka i przegłosowane przez parlament były wówczas również ustawa reprywatyzacyjna oraz reforma obniżająca podatki autorstwa Leszka Balcerowicza. Zostały jednak zawetowane przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W tym samym czasie Polska dokonała dodatkowego ogromnego wysiłku reformatorskiego, dostosowując swoje struktury do wymogów NATO i Unii Europejskiej, co pozwoliło na przystąpienie do sojuszu północnoatlantyckiego jeszcze za rządów centroprawicowej koalicji, a następnie do UE w 2004 roku pod rządami Leszka Millera.

Od tego czasu prawie wszystkie partie polityczne w Polsce obiecywały, że będą kontynuowały reformy. W programach głównych sił politycznych roi się od stwierdzeń, takich jak „naprawimy zarządzanie systemem ochrony zdrowia (PSL, 2007), „prowadzeniu polityki rozwoju będzie służyć dokończenie systemu finansów publicznych” (PiS, 2009), „niezbędne jest […] szybkie dokończenie reformy emerytalnej” (PO, 2007). Jednak do tej pory niewiele wyszło z tych zapowiedzi.

[srodtytul]Poczucie niemożności[/srodtytul]

Dotychczasowy okres premierostwa Donalda Tuska zbiegł się niefortunnie ze światowym kryzysem gospodarczym, z którego konsekwencjami rząd PO – PSL musiał się niespodziewanie zmierzyć. Takie warunki nie sprzyjały podejmowaniu koniecznych – takich jak naprawa finansów publicznych, ale ryzykownych politycznie – inicjatyw. Ale trzeba przyznać, że ze skutkami kryzysu finansowego rząd, jak dotąd, radzi sobie całkiem nieźle – polska gospodarka nie przeszła przez recesję, a nasz rynek pracy się nie załamał.

Ponadto przy wprowadzaniu reform rząd musiał się liczyć z oporem prezydenta, tak jak miało to miejsce przy ustawie o zakładach opieki zdrowotnej. Ale ten sam problem miała również koalicja AWS – UW, gdy w Pałacu Prezydenckim urzędował Aleksander Kwaśniewski.

A jednak powszechne jest uczucie dojmującej niemożności. Trudności sprawiają nie tylko wielkie projekty, ale nawet niewielkie, wydawałoby się proste, zadania. W ciągu ostatnich dwóch lat partia rządząca nie była np. w stanie zrealizować obietnicy zniesienia obowiązku meldunkowego. Aby zameldować się we własnym mieszkaniu, mężczyźni do 50. roku życia dalej muszą się zgłaszać z książeczkami wojskowymi, a właściciele nieruchomości nie mają możliwości wymeldowywania osób, które wynajęły od nich mieszkania i nie chcą się wymeldować.

Rzesze Polaków wciąż utrzymują fikcyjne adresy lub w ogóle nie mają meldunku. W sumie utrzymywanie obowiązku meldunkowego rodem z czasów komunizmu i brak zastąpienia go prostym zgłoszeniem swojego aktualnego miejsca zamieszkania kosztuje wszystkich – obywateli i urzędników państwowych – mnóstwo nerwów, czasu i pieniędzy. Państwo, nawet w tym drobnym aspekcie, jawi się jako kłopot nas wszystkich.

[wyimek]Teraz premier Donald Tusk powinien publicznie zaprezentować swoją wizję Unii Europejskiej[/wyimek]

Analizując rządy w Polsce w ciągu ostatnich dziesięciu lat, można dojść do wniosku, że sztuka rządzenia państwem przeobraziła się w sztukę opanowywania jego poszczególnych instytucji. Zapewne jest to częściowo wynik zużycia klasy politycznej. W gruncie rzeczy tę klasę polityczną stanowią ci sami ludzie, którzy aktywnie uczestniczą w życiu publicznym już od prawie 30 lat.

W ciągu tego czasu Polska zmieniła się nie do poznania, lecz elita rządząca państwem prawie wcale. Łatwiej jej dyskutować o obecności pani poseł Beaty Kempy w komisji śledczej niż o sposobie obecności Polski w Unii Europejskiej. A wbrew pozorom tu nic nie jest jeszcze przesądzone.

[srodtytul]Tracimy atuty[/srodtytul]

Stając się społeczeństwem bogatszym i lepiej opłacanym, będziemy stopniowo tracić nasz główny dotychczasowy atut, jakim była tania siła robocza. W czasach globalnej gospodarki, aby zatrzymać u siebie już nie tylko zagranicznych, ale i polskich inwestorów, nasz kraj musi zaoferować takie otoczenie instytucjonalne i ekonomiczne, które ich powstrzyma przed przeprowadzką w inne, bardziej konkurencyjne, lokalizacje.

Jeżeli nasi pracownicy będą więcej „kosztować”, to muszą być lepiej wykształceni, lepiej wyspecjalizowani i zdrowsi od tańszej konkurencji na tzw. rynkach wschodzących. Jeżeli nasze państwo ma dalej zabiegać o inwestorów, którzy w Polsce będą tworzyli miejsca pracy i płacili podatki, to musi ono być nie tylko podobne, ale nawet lepiej zorganizowane niż dobrze działające państwa zachodnie.

[srodtytul]Fiński przykład[/srodtytul]

Kilkadziesiąt lat temu tę oczywistość doskonale zrozumieli Finowie. Ich kraj, tak jak Polska, przez długie lata należał do rosyjskiej, a potem do sowieckiej sfery wpływów. Jeszcze po wojnie Finlandia była krajem ubogim, a jej gospodarka opierała się w dużym stopniu na handlu drewnem ze Związkiem Radzieckim. Gdy u Wielkiego Brata zawalił się komunizm i Finlandia pozbawiona została ogromnego rynku zbytu dla swoich towarów, jej elity polityczne postawiły na rozwój nowoczesnych technologii.

Państwo fińskie przejęło na siebie dwie funkcje: promotora prywatnych fińskich firm działających w obszarze nowoczesnych technologii i gwaranta wysokiej jakości życia dla wszystkich obywateli. I konsekwentnie te zadania realizowało. Można powiedzieć, że mieliśmy tu do czynienia z prawdziwym przywództwem państwowym, które potrafiło wypracować adekwatne odpowiedzi na pytanie o miejsce i rolę Finów, ich państwa i gospodarki w świecie przełomu XX i XXI wieku.

Jak dowiedli Manuel Castells i Pekka Himanen w książce „Społeczeństwo informacyjne i państwo dobrobytu „ (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2009), w Finlandii biznes działa cały czas w najściślejszej współpracy z władzami tego państwa i kraj ten nie odnotowuje odpływu kapitału, mimo że koszty pracy i podatki są w Finlandii na stosunkowo wysokim poziomie. Jednocześnie w tym kraju wciąż wzrasta zaufanie do struktur państwa i wiara, iż jest ono najlepszym gwarantem wysokiej jakości życia wszystkich obywateli podejmujących wysiłek codziennej pracy. Mowa przede wszystkim o znakomitym państwowym systemie ochrony zdrowia, systemie emerytalnym oraz edukacyjnym.

Finowie zdali sobie sprawę z tego, że koszty pracy i jakość siły roboczej nie są jedynymi czynnikami, jakie zapewniają obecność inwestorów i kapitału w ich kraju. Liczy się także jakość życia. A na jakość życia w takim samym stopniu jak nowoczesne systemy emerytalne i ochrony zdrowia składają się przedszkola i szkoły, po których ukończeniu dzieci mają szanse się dostać na najlepsze światowe uniwersytety.

Dla jakości życia istotne są drogi, po których da się jeździć, nie patrząc śmierci w oczy. Pociągi z czystymi toaletami, którymi kilkaset kilometrów pokonuje się w kilkadziesiąt minut, a nie w kilkanaście godzin. Urzędy, w których sprawy załatwia się przez Internet. Sądy, w których procesy nie trwają latami. Lasy, które nie są wysypiskami śmieci...

Czy po ponad 20 latach od odzyskania niepodległości mamy w zasięgu ręki państwo z taką gospodarką i z takimi usługami? Wystarczyło kilkanaście stopni mrozu, aby na przykład postsocjalistyczne kolosy – Poczta Polska, PKP, sieci elektroenergetyczne – przestały normalnie działać.

[srodtytul]Potrzeba partnerów[/srodtytul]

Czy mimo najlepszych chęci Donalda Tuska, jego kolegów z rządu i nowego, prawdopodobnie przychylnego Platformie Obywatelskiej, prezydenta RP takie państwo będzie można w Polsce zbudować? Przy obecnej kondycji naszej klasy politycznej wydaje się to nierealne. Do tego zadania Donald Tusk potrzebuje silniejszych partnerów, z zupełnie inną percepcją rzeczywistości.

Dzięki członkostwu w Unii Europejskiej Polska nie jest już zdana jedynie na wysiłek reformatorski własnych polityków. Jesteśmy częścią większej całości i gdy widzimy, że doszliśmy do kresu naszych możliwości, to powinniśmy pamiętać o potencjale europejskiej wspólnoty. Na dłuższą metę bowiem nie do utrzymania są w Unii tak ogromne dysproporcje między starymi i nowymi członkami. I w naszym interesie leży, żeby Unia pomogła nam te dysproporcje jak najszybciej zlikwidować, wprowadzając coraz więcej jednolitych standardów. Bieżąca kalkulacja wyborcza będzie ten proces blokować. Długofalowy interes całej Unii powinien ten opór przełamywać.

Jeżeli Unia Europejska ma odzyskać dynamikę rozwoju, to po kilkudziesięciu latach wprowadzania jednolitych standardów dla wind, samochodów, kaloryferów i wszelkiego rodzaju innych przedmiotów nadszedł czas na sprawy naprawdę kluczowe. Jeżeli fiński model okazał się skuteczny, to powinien zostać powielony na płaszczyźnie całej Unii Europejskiej. A przynajmniej powinniśmy o tym poważnie porozmawiać na forach UE.

Dlatego, mówiąc o konieczności cywilizacyjnego postępu w Polsce i opracowując plany reform na następne lata, nie sposób nie uwzględniać w nich roli całej Unii Europejskiej. Polska powinna nawet wesprzeć pomysł wprowadzenia europejskich podatków, gdyby takie rozwiązanie mogło zapewnić naszym obywatelom przyzwoity ogólnoeuropejski system zdrowia, dobrą, dostosowaną do wyzwań współczesności, edukację i efektywny system emerytalny, dzięki któremu w porównaniu z niemieckimi i francuskimi emerytami polscy seniorzy przestaliby być pariasami.

Donald Tusk już kilka razy udowodnił, iż jest politykiem doskonale rozumiejącym interesy Polski i Europy. Za tę postawę 13 maja 2010 r. odbierze w Akwizgranie jedno z najbardziej prestiżowych europejskich wyróżnień – Nagrodę Karola Wielkiego. To sprzyjająca okazja, by premier zaprezentował swoją wizję Europy, w której przyspieszona modernizacja nowych państw członkowskich UE buduje ekonomiczną i polityczną siłę całej Unii.

[i]Autor jest politologiem, członkiem Rady Naukowej Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Byłym koordynatorem programowym Nowej Inicjatywy Atlantyckiej w Waszyngtonie i przewodniczącym Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Pracuje jako dyrektor biura prezesa zarządu Prokom Investments SA[/i]

Rezygnując z walki o prezydenturę, Donald Tusk oznajmił, że chce uczestniczyć w batalii, której celem jest cywilizacyjny postęp Polski. Premier zadeklarował, że zamierza pozostać na stanowisku szefa rządu, by dokończyć dzieła reform i walnie się przyczynić do budowy sprawnego i przyjaznego obywatelom państwa.

[srodtytul]Obietnic co niemiara[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości