Do wyborów wszystkie partie idą z hasłami rozliczenia poprzedników. Tyle że po zwycięstwie takie rzetelne rozliczenie przy udziale opinii publicznej zwykle słabo się udaje.
W ubiegłorocznych wyborach PO, PSL i LiD również zapowiadały, że w nowym parlamencie będą chciały rozliczyć dwuletnie rządy PiS. Trudno się więc dziwić, że teraz chcą je wprowadzić w czyn. A jest co rozliczać.
Trzeba odpowiedzieć na pytania, jak pod rządami PiS działały służby specjalne i prokuratura. Co decydowało o tym, że konkretne osoby (np. Barbara Blida) były wytypowane do zatrzymania. Jaki wpływ mieli na to politycy? Czy służby były wykorzystywane do doraźnych celów politycznych? Odpowiedzi możemy się już dzisiaj domyślać, ale dowodów nie mamy.
Aby zdobyć dowody, politycy postanowili skorzystać z komisji śledczych. Wydaje się, iż uwierzyli, że jest to najlepsze miejsce, gdzie takie rozliczenie można przeprowadzić. Ja jednak – nauczony doświadczeniami – uważam, że nie jest to najlepszy sposób.
Jeśli prześledzimy dotychczasową działalność komisji śledczych, okaże się, że było tam dużo politycznych fajerwerków, kłótni, sporów – a konkluzji żadnych. Nawet jeśli przypomnimy sobie działanie pierwszej komisji rywinowskiej, to pamiętamy z niej przede wszystkim popisy Zbigniewa Ziobry czy Jana Rokity, a nie jakieś wnioski, do których ona doprowadziła. Nie wspominając już o komisji bankowej, która chciała rozliczać całe 16 lat i której działalność zakończyła się jedną wielką kompromitacją.