– Przekroczył granice przyzwoitości, ale to nie powód, żeby wykluczać go z klubu. Tak Zbigniew Chlebowski komentował w styczniu 2009 r. jeden z wpisów w blogu lubelskiego posła.
Maska błazna skrywała jednak innego Palikota. Człowieka energicznego, bezwzględnego, który wydaje fortunę na profesjonalne badania marketingowe i nie chce kończyć kariery na podrzędnej komisji sejmowej.
Lubelski poseł ostatnio odkrył karty. Zaczął mówić, że chce być przewodniczącym PO, rzucił wyzwanie typowanemu na następcę Tuska Grzegorzowi Schetynie. Otwarcie zarzucił nawet temu ostatniemu, że inspiruje śledztwa przeciw Palikotowi, i zapowiedział, że sięgnie po równie brutalne metody.
Nieoficjalnie mówi się, że Palikot marzy o tece premiera. To oczywiste: skoro wicepremierem Polski mógł zostać Andrzej Lepper, to dla osoby o majątku i zdolnościach Palikota możliwe jest absolutnie wszystko.
I nagle coś się zmieniło. Politycy z wierchuszki PO zaczęli mówić: – Zapadł wyrok na Palikota. Poseł został uznany ponoć za niesterowalnego i nielojalnego. Ale egzekucja miała być powolna, by nie robić hałasu w mediach.
Kariera polityczna Palikota powinna się skończyć już kilka miesięcy temu, kiedy „Rz” ujawniła aferę z jego „słupami wyborczymi”. Studenci i emeryci dostawali od kolegów posła spore pieniądze i wpłacali je na jego fundusz wyborczy. „Dziennik” opisał w czwartek, jak Palikot „zgubił” pół miliona euro w oświadczeniu majątkowym i pożycza pieniądze od dziwnych firm zarejestrowanych w rajach podatkowych. To kolejny powód do wykluczenia lubelskiego posła z życia politycznego.