[b]Rz: Branża gier hazardowych nie odczuwa kryzysu. W pierwszym półroczu odnotowała w Polsce wzrost o 10 mld złotych w porównaniu z ubiegłym rokiem. Teraz mamy szał przy okazji 40-milionowej kumulacji Lotto. Trudne czasy zwiększają naszą podatność na hazard?[/b]
Krzysztof Tylski: Te dane wołają o pomstę do nieba. Wszędzie słyszy się o kryzysie i to wystarczy. Nie trzeba go realnie odczuwać. Ale ludzie żyją w napięciu, więc są skłonni do zachowań, które pozwalają na ucieczkę od problemów. Wystarczy raz spróbować i jeśli ktoś lubi szybkie i silne emocje, to może być początek nałogu. I nie ma znaczenia, czy ktoś jest bogaty czy biedny. To nałóg absolutnie demokratyczny.
[b]Niektórzy jednak wygrywają. To zachęta do gry.[/b]
Liczenie na zwycięstwo to kwestia drugoplanowa. Każdy szybko się orientuje, że nie da się na tym zarobić, ale pokusa przeżywania emocji jest silniejsza. Pojawia się myślenie, że może źle zagrałem. Może w innym miejscu spróbuję. Może zastosuję inny rytuał. Hazardzista przegrywa, bo gra, i musi to sobie uświadomić.
[b]Czy są jakieś gry hazardowe szczególnie popularne w czasach kryzysu?[/b]