– Wygrajcie wybory, to zmienicie parytet – powiedział z rozbrajającym uśmiechem. Pozostaje pogratulować ostentacyjnej kpiny z demokracji, jaką zademonstrowała osoba pełniąca jedną z ważniejszych funkcji w państwie.
W demokracji większość rządzi, ale nie mają to być rządy absolutne. Istnieje szereg instytucji, które powinny je kontrolować. Jedną z nich jest komisja śledcza. To, co zrobiła z niej Platforma, wygląda na szyderstwo. Nie tylko zresztą z komisją śledczą. Ostatnie zmiany w ustawie o Najwyższej Izbie Kontroli podważyły jej rację bytu, gdyż podporządkowały ją sejmowej większości. Jak w tej sytuacji pełnić będzie ona funkcje kontrolne wobec administracji państwowej? CBA, które odkryło afery w łonie partii rządzącej, zostało zdekapitowane – czyli pozbawione głowy. Działo się to przy uciesze większości mediów.
I tu jest pies pogrzebany. Gdyż, aby partia, która demokratycznie zdobyła władzę, nie zaczęła wykorzystywać jej przeciw zasadom demokracji, potrzebna jest czujność opinii publicznej, a więc mediów jako jej reprezentantów. Jeśli media angażują się w delegitymizowanie opozycji, to podważają zasadniczy mechanizm demokracji.
W Polsce partia, która przeszła do opozycji, dalej jest celem ataku większości mediów. Gdybyż sprowadzał się on do polemiki z programem czy postawą jej przywódców – ale nie. Polowanie na PiS ma charakter eksterminacyjny, do czego przyznają się główni szczwacze. Ku ich zgryzocie komisje śledcze i prokuratury nie są w stanie odnaleźć nawet śladu naruszenia prawa czy demokratycznego obyczaju przez krwawy reżim Kaczyńskich, ale nagonka trwa. W tej sytuacji rząd może sobie pozwolić na wiele.
Komorowski przypomina Leszka Millera po wygranych wyborach w 2001 roku. Kiedy opozycja zarzucała mu, że upartyjnia państwo, odpowiadał: trzeba było wygrać wybory. Fakt, że postkomunista traktował państwo jak łup, a demokrację jako walkę o jego zdobycie, nie dziwi, ale Komorowski...