12 lipca 1945 roku Wojska Wewnętrzne NKWD wkroczyły na teren Puszczy Augustowskiej i okolic, otoczyły tamtejsze wsie i dokonały gigantycznych aresztowań ludzi podejrzanych o przynależność do podziemia niepodległościowego lub sprzyjanie poakowskim partyzantom. Do pomocy NKWD wysłano funkcjonariuszy UB oraz żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego.
– Ten obszar była dla Sowietów bardzo ważny. Tędy prowadził szlak komunikacyjny, którym przerzucano łupy z Prus za granicę sowiecką. Tymczasem na tych terenach Armia Krajowa była bardzo silna i dobrze zorganizowana – tłumaczy Waldemar Wilczewski, historyk z Białostockiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Mieszkańców wyrywano ze snu, wyciągano z domów albo uprowadzano z dróg czy zatrzymywano podczas prac polowych. – Ci, którzy przeżyli obławę, mają takie wspomnienia: cała rodzina pracuje na polu, nagle pojawiają się żołnierze sowieccy i zabierają ojca – opowiada Wilczewski.
Uprowadzonych wywożono ciężarówkami na wschód. Wiele źródeł podaje, że wywieziono 600 osób. W 1995 roku Rosjanie podali liczbę 592 osób. Ich los do dziś nie jest znany. Wiele wskazuje na to, że zamordowano ich w okolicach Grodna. – To dziwne, że Rosjanie znają tak dokładną liczbę aresztowanych, a nie wiedzą, co się z nimi stało – mówi Wilczewski.
W PRL na temat obławy augustowskiej panowała zmowa milczenia. Władze PRL nigdy nie potwierdziły faktu, że miała ona miejsce. W 1987 roku prawdę próbowali ujawnić członkowie Obywatelskiego Komitetu Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w 1945 roku. Kilka osób z Suwałk i Warszawy w 1990 roku wydało książkę „Nie tylko Katyń”. W latach 90. śledztwo prowadziła prokuratura w Suwałkach. Ale ze względu na trudności z uzyskaniem informacji z Rosji umorzyła postępowanie. W 2001 roku akta sprawy przekazano IPN, który odtąd stara się wyjaśnić los ofiar.