Spotkania prezydentów, premierów, ministrów, parlamentarzystów. Uściski dłoni, uśmiechy przed kamerami. Niby wszystko wygląda pięknie. Ale tylko z pozoru.
Sprzeciw litewskiego MSZ wobec polskiej propozycji objęcia całego obwodu kaliningradzkiego małym ruchem granicznym jest tego najlepszym przykładem. Nasz projekt po prostu otwiera granice Rosjanom – mieszkańcom Kaliningradu. Jest prosty i można go szybko zrealizować, podczas gdy idea zniesienia wiz dla wszystkich obywateli Rosji wydaje się odległa. Litwini twierdzą jednak, że to zagraża ich bezpieczeństwu narodowemu, bo nie będą mogli kontrolować napływu obywateli rosyjskich do swojego kraju. Tymczasem chodzi o umowę dwustronną Polska – Rosja i o podróżowanie Rosjan do Polski, a nie na Litwę. Polscy dyplomaci i parlamentarzyści są zaskoczeni postawą Wilna, bo ich dotychczasowe kontakty z litewskimi partnerami nie wskazywały, że pojawią się jakiekolwiek problemy. Jednak nie pierwszy raz się zdarza, że na szczeblu międzypaństwowym zapadają konkretne ustalenia, a później Litwini się do nich nie stosują.
Tak jest chociażby z pisownią nazwisk mieszkających na Litwie Polaków. Chodzi o to, by zamiast po litewsku mogli je pisać po polsku. Wydawało się, że sprawa została załatwiona, gdy litewski Sejm odrzucił projekt rządowy i przyjął ustawę dopuszczającą pisownię nielitewską, ale wyłącznie jako uzupełniającą i dodatkową. Jak się jednak okazuje, Litwini tak się boją polskich nazwisk, że założyli nawet specjalne stowarzyszenie mające się zająć „obroną języka litewskiego”.
Teraz rozgorzała walka o polskie szkoły. Pomysł władz litewskich jest prosty: chodzi o wprowadzenie do placówek z polskim językiem wykładowym przedmiotów wykładanych po litewsku i o ograniczenie ich liczby. – Na Litwie systematycznie łamane są prawa mniejszości narodowych, ogranicza się możliwość pobierania nauki w języku ojczystym – zapewniał „Rz” Jarosław Narkiewicz, poseł na Sejm litewski z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.
Wciąż nierozwiązana pozostaje sprawa zwrotu ziemi. – Na Litwie dobiega ona (reprywatyzacja ziemi – red.) końca z jednym tylko wyjątkiem: Wileńszczyzny zamieszkanej przez Polaków. O ile w pozostałej części kraju oddano 98 do 100 procent ziemi, o tyle w Wilnie około 13 procent, a w otaczających je gminach około połowy – mówił „Rz” eurodeputowany AWPL Waldemar Tomaszewski.