Nowe prawo prywatne międzynarodowe – uchwalone w piątek przez Sejm przy protestach posłów PiS – powtarza starą ustawę, że o możliwości zawarcia małżeństwa rozstrzyga w stosunku do każdej ze stron jej prawo ojczyste (prawo państwa, którego jest obywatelem; w przypadku Polaka – polskie, nawet jeśli ma kilka paszportów). W czym więc problem, skoro kodeks rodzinny (art. 1) stanowi, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety, podobnie konstytucja w art. 18?
Problem wynika stąd, że w wielu krajach pod tą czy inną nazwą nadano status prawny (zalegalizowano) związkom osób tej samej płci. Mogą więc np. holenderscy obywatele będący w takim związku przyjechać do Polski i oczekiwać, by polska szkoła, szpital czy urząd skarbowy (przy rozliczeniu PIT) traktowały ich jak polskie małżeństwo.
Nie są to sytuacje zupełnie wydumane. Zdarzyło się, że polski sąd nakazał USC wydanie zaświadczenia Polce, że zgodnie z prawem polskim może zawrzeć małżeństwo za granicą, choć wskazała, że zamierza "pobrać się" z kobietą. Dodajmy, że niektórzy prawnicy (np. prof. Genowefa Grabowska z Uniwersytetu Śląskiego) uważają, iż takie quasi-małżeństwo powinno być już teraz w pewnym stopniu w Polsce honorowane. Z zagranicznym "ślubem" jednej płci mogą pojawić się też Polacy.